wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 4.

Ledwo otworzyłam oczy. Wszędzie było biało. Wstałam z śnieżno białej podłogi i ruszyłam niepewnym krokiem przed siebie. Spojrzałam na swoją dłoń nic na niej nie było. Uznałam ,że to się wyjaśni. Zatrzymałam się przed małymi drzwiczkami. Otworzyłam je. Weszłam na czworaka do środka. Byłam w pokoju Justina.
-Justin!-krzyknęłam.
-On cię nie słyszy.-za mną stał czarnoskóry mężczyzna w białym garniturze. Najbardziej dziwne było to ,że jest aniołem.
-Jak to? Kim jesteś?-oderwałam wzrok od Justina.
-Jestem twoim aniołem stróżem. Jesteś pomiędzy śmiercią ,a życiem. Chcę ci pokazać co się stało, patrz. On cierpi ,bo nie chce cię skrzywdzić.-spojrzałam na Justina miał twarz w dłoniach i i czy on płakał?
-Czy on mnie słyszy albo widzi?-tak to dobre pytanie.
-Nie, jedynie może wyczuć twoją obecność.-pokiwałam głową kucnęłam przed łóżkiem Justina i spojrzałam na jego twarz ,on płakał. Jeszcze nigdy nie wiedziałam płaczącego chłopaka. Zrobiło mi się miło mu naprawdę na mnie zależy.
-Czemu on płacze?-zwróciłam się do anioła.
-Boi się ,że cię stracił, swoim zachowaniem. Zastanawia się jak to naprawić i czy to możliwe.-Skierowałam wzrok na mojego przyjaciela. On wstał i poszedł do drzwi balkonowych. Poszłam za nim. Stanął i patrzył jak wryty na moje ciało. Ja też nie mogłam w ,to uwierzyć. Podbiegł i upadł na kolana przy mnie.
-Przepraszam!-wykrzyczał płacząc.-To moja wina.-był roztrzęsiony.-Co ja zrobiłem!-wstał i podniósł moje ciało. Pobiegłam za nim. Zszedł ze schodów prawie się przewracając. -Sara otwórz samochód!-nakazał wciąż płakał. Kiedy kobieta na nas spojrzała nic nie mówiła chwyciła klucze z blatu i wybiegła. Podążyłam za nimi. Justin kazał kobiecie kierować wsiadła jechaliśmy w stronę szpitala. Justin zdjął koszulkę ,rozdarł i mocno obwiązał mi rękę. Jechaliśmy szybko ,mój „anioł” siedział i po prostu patrzył. Jak tak można? Dojechaliśmy na miejsce Justin jak poparzony wystrzelił z wozu i wziął mnie na ręce. Pobiegł do recepcji uważając na mnie. Jacyś ludzie zawieźli mnie do sali. Położyli mnie na łóżku i rozpoczęli masaż serca. Justin krzyczał i wyrywał się ochroniarzom.
-Pomóżcie jej!Ona nie może umrzeć!-płakał. To nie było nie męskie ,bo sprawa zagrażała mojemu życiu.-Tracimy ją!-powiedział jakiś lekarz. Justin wyrwał się i nachylił się nade mną. -Kocham cię.-dławił się łzami.
-Zrób coś ,ja go kocham nie chcę już umierać. Kocham życie, on wszystko zmienił kocham te pieprzone życie! Tylko kurwa przywróć mnie do życia!-W jednej chwili wszystko się rozpadło a ja wpadła do wielkiej dziury. Leciałam i leciałam. Zamknęłam oczy i otworzyłam ,tylko poczułam ,ze leżę na łóżku wszystko było nie wrażenie ,a ja nic nie słyszałam. Obraz i słuch zaczął się wyostrzać. Spojrzałam na Justina ,który stał pochylony nade mną i patrzył na mnie z uśmiechem.
-Justin?-chciałam się upewnić ,ze to nie jest znów jakiś wymysł mojego anioła.-Co się dzieje?-rozejrzałam się wszystko było tak jak pokazał mi czarnoskóry.
-Już dobrze.-pogłaskał mnie po policzku. Nie zauważyłam zamieszania wokół nas lekarze patrzyli ze zdziwieniem w jakim dobrym stanie jest i ,że się obudziłam. Zaczęli ciągnąć Justina do wyjścia.
-Nie proszę! Justin!-krzyczałam. Kiedy mnie puścił momentalnie osłabłam.
-Serce zwalnia!-krzyknął lekarz.-Justin wyrwał się i chwycił moją dłoń.-To nie możliwe!-krzykną.-Nie wiem jak to działa ,ale ratujesz jej życie.-zwrócił się do Justina. Zrobili mi różne badania Justin cały czas gdzieś tam stał. Uśmiechał się do mnie i czasem wyglądał jakby zastanawiał się ,czy to prawda. Po wszystkim mogłam iść do domu. Ciekawe jak teraz będzie wyglądać moja relacja z Justinem. Bo w końcu on nie wie ,że ja słyszałam te słowa „kocham cie” myślę ,ze nie chodziło mu o takie kochanie. Znamy się jakieś dwa dni (tak jest nowy dzień trochę się działo). Postanowiłam ,ze zostawię te myśli na później. Wstałam i podeszłam do Justina ,który czekał w holu. Uśmiechną się ,a mi zrobiło się milej na sercu. Lecz zaraz to znikło.
-Co się stało?-przytulił mnie.
-Nikt mnie nie odwiedził prawda?-byłam tego pewna no bo kto miałby to zrobić.
-Odwiedził.-powiedział.-Raz była twoja siostra ,ale pojechał z Sarą domu i czekają na ciebie.-no tego to się nie spodziewałam.-I była jakaś Lili Room?-zakrztusiłam się powietrzem.-Mówiła ,że jest idiotką i musi z tobą porozmawiać.-Niby o czym kurwa.
-Co jej powiedziałeś?-spytałam z nadzieją ,że „idź sobie” ,ale on nie może być egoistycznym dupkiem.
-Że teraz nie możesz z nią rozmawiać i ,żeby skontaktowała się z tobą później.-podrapał się po karku.-Znasz ją?-coś go gryzło i wycisnę to z niego.
-Nie wiem co zrobiłeś,ale nie chcę o niej rozmawiać możemy wracać do domu​​?-skiną niepewnie głową. Jutro są moje urodziny jedyny kontakt jaki miałam z Lili był w urodziny wysyłała mi kartki z załączonymi przeprosinami. Nigdy nie odpisałam ,chowałam je do pudełka z pamiątkami z naszej przyjaźni. Jechaliśmy w ciszy. Nikt się nie odzywał. Jakbyśmy bali się ,że jedno słowo zniszczy wszystko ,co udało nam się ułożyć. Ale ta cisza już mnie denerwowała.
-Dlaczego wróciłaś? Przecież byłaś już martwa?-no tego to się nie spodziewałam.
-Powiem ci ,ale i tak nie uwierzysz.-skinął głową-Znalazłam się w wielkim niekończącym się białym pomieszczenie ,szłam szukając jakiegoś wyjścia. Natknęłam się na malutkie drzwi ,przez które przeszłam. Znalazłam się w twoim pokoju. Ale nie byliśmy tam sami .był tam nijaki „anioł stróż”. Pokazał mi ,co się działo po twoim wyjściu z balkonu. Najpierw płakałeś ,potem mnie znalazłeś ,a potem zabrałeś mnie do szpitala. W samochodzie owinąłeś moją rękę koszulką. Później stałam z nim i patrzyłam jak umieram i ty krzyczałeś ,wyrywałeś się ,kiedy tak na mnie patrzyłeś coś we mnie pękło nie chciałam umierać. Mój anioł pozwolił mi wrócić i dlatego jestem.-Nie wyglądał na zdziwionego.
-Nie wiem czemu ale wydaje mi się to prawdą, w końcu każdy zasługuje na drugą szansę ,więc Bóg ci ją dał.-spuścił głowę.-Słyszałaś co mówiłem?-czy chodzi mu „Kocham cię”?
-Wszystko.-powiedziałam ,krótko.
-Ja wiem ,że nie czujesz tego samego dlatego przepraszam ,że to słyszałaś. Nie chcę ,żeby nasze relacje stały się inne.-uśmiechnęłam się. Ktoś mnie kocha. Kocha mnie mój idol. Ja nie wiem co do niego czuję nie wiem czy go kocham ,wiem tylko tyle ,że jest dla mnie bardzo ważny. Poza tym nie da się zakochać w dwa pieprzone dni.
-Wiesz jesteś dla mnie w tej chwili najważniejszą osobą.-położyłam dłoń na jego.-Tylko nie wiem ,co do ciebie czuję. Wiem ,że darzę cię czymś ,wyjątkowym. Nie mam pojęcia czy to miłość.-Jego oczy momentalnie posmutniały. -Justin?-odważył się na mnie spojrzeć.-Mogę cię zapewnić ,ze to nie jest miłość tylko chwilowe zauroczenie. To minie. A my przecież możemy zostać przyjaciółmi. Tak?-Nie odzywał się jechał dalej ze smutkiem w oczach. Czy to możliwe ,aby on naprawdę kochał mnie. Naiwną ,głupią , żyletę. Jechaliśmy już dobre pół godziny. Myśli plątały mi się w głowie z prędkością światła.-Justin ,proszę mów coś. Nie chcę cię stracić przez jakieś głupie dwa słowa przez jebane „kocham cię” ,bo to nie jest prawda!-mój szept zamienił się w krzyk.
-Ty kurwa nie rozumiesz ,że cię kocham zatrzymał się i wyszedł z samochodu zgarniając paczkę papierosów. Co ja zrobiłam mogę teraz stracić jedyna bliską mi osobę. Wyciągnęłam swojego elektryka i zaciągnęłam się smakiem jabłka. Kurwa, trzeba by to naprawić. Dałam słowo aniołowi ,że chcę żyć nie mogę tego spierdolić. Wyszłam z auta. Justin właśnie uderzał pięścią w ścianę. Jeden , drugi ,trzeci.
-Przestań!-krzyknęłam.
-Niby kurwa czemu!?-oparł się rękoma o mur.
-Bo jak boli ciebie, to boli mnie.-wyszeptałam. Stał tak chwilę i podszedł do mnie.
-Przepraszam ,nie powinienem tak wybuchać. To nie twoja wina.-chciał mnie przytulić.
-Nie to wszystko maja wina. Gdybym tam wtedy nie siedziała na tej pieprzonej ławce nic by się nie stało!-poczułam jak upadam i tracę przytomność. Pewnie przyczyna było taka ,że nie spałam dwa dni nie licząc mojego omdlenia na balkonie. Pogrążyłam się w śnie słyszałam tylko krzyki Justina po prostu zasnęłam.
Stałam i widziałam jak Justin wykrwawia się na parkingu. Ludzie przechodzili i nic nie robili. Paparazzi stały i robiły zdjęcia. Krzyczałam ,ale nic nie robili. Klękłam obok Justina ,ale on już nie oddychał miał zimne spojrzenie ,takie nieobecne. Był martwy. Z jego kiszeni wystawała karteczka ,dławiąc się łzami, wyciągnęłam ją. A pisało tam „ Kochana Sam. Chcę abyś wiedziała ,że ze względu na to czy żyję czy nie, będę cię kochać nie mogłem ,znieść tej myśli ,że nie odwzajemniasz moich uczuć. Na zawsze twój Justin”
Otworzyłam oczy płakałam. Mój oddech był nie równy. Byłam zalana zimnym potem. Rozejrzałam się po pokoju nikogo nie było. Był to mój pokój.”Justin” wyszeptałam. Mój płacz zamienił się w szloch.
-Sam wszystko w porządku?-podszedł do mnie.-Czemu płaczesz.-przytulił mnie.
-Nie zostawiaj mnie. Choćbym nie wiem co ci zrobiła ,nie zostawiaj mnie.-wypłakiwałam się w jego koszulkę.
-Nie zostawię cię. Nie mógłbym.-pocałował mnie w czoło. Siedzieliśmy tak z dobre 15 minut. Zdążyłam się uspokoić.-Jesteś głodna Sara robi obiad?-Obiad? Która godzina?
-Jak długo spałam?
-Byłaś tak wykończona ,że zasnęłaś na ulicy i spałaś.-spojrzał na telefon.-Jakieś, 10 godzin.
-Matko.-uderzyłam się w głowę z otwartej reki.
-Jest jeszcze coś.-podrapał się po karku i podał mi jakąś gazetę. Były tam zdjęcia jak stoimy na balkonie. Jak wnosi mnie do szpitala. Kiedy kłóciliśmy się wczoraj wieczorem.-Przepraszam ,że cię w to wciągnąłem.-Zobaczyłam kolejną stronę „Nijaka Samanta Collins nowa ,dziewczyna Justina ma problemy z sobą i w wielokrotnie próbowała odebrać sobie życie”-Przepraszam nie wiem skąd wiedzieli. Jeżeli mnie nienawidzisz to zrozumiem to.
-Nic się przecież nie stało.-uśmiechnęłam się.-A co do obiadu coś ładnie pachnie.-udawałam rozmarzoną ,a on się zaśmiał.
-Sara zrobiła naleśniki!-krzyknął uradowany. Wypełzłam z łóżka i chwyciłam jakieś spodenki i koszulkę. Wskoczyłam szczęśliwa do toalety. Może to dziwne ,ale naleśniki poprawiły mi humor. Zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Po mojej skórze spływały krople. Przyglądałam się im. Były jak dwaj ludzie szukający drogi do szczęścia. Kiedy jedna kropla spadła ,druga zwolniła i nie zleciała. Tak to w życiu jest jednym się udaje ,drugim nie. Ale możliwe jest ,że nigdy nie znajdziemy swojego miejsca i znikniemy ,nie osiągając niczego. Nalałam na rękę szampon i wmasowywałam go we włosy. Umyłam dokładnie ciało. Moja ręka nadal bolała ,ale ignorowałam to. Moje nowe postanowienie (postarać się nie okaleczać i nie popaść w depresję). Ubrałam uszykowane ciuchy. Usiadłam przy toaletce w pokoju (wcześniej jej nie było. Dziwne.) Nałożyłam delikatny makijaż i byłam gotowa. Idąc na dół poczułam piękny zapach. Usiadłam zresztą przy stole.
-Dzień dobry Saro.-miałam wyjątkowo dobry humor.
-Witaj ,śpiąca królewno.-zachowywała się jak moja mama ,co mnie rozśmieszyło.
-Masz dzisiaj jakieś plany poza spotkaniem się z Cat.-Cat przecież miała tu być wieczorem i czekać na mnie.-Spokojnie posiedziała chwilę wieczorem przy tobie i poszła.-skwitował z uśmiechem.
-Nie mam ,a co?-pokiwał głowa.
-Jak to co? Masz urodziny!-wykrzyczał. Śmiałyśmy się z niego z Sarą.
-To co? Spędzę je jak każde inne ,nic nie robiąc.-wzruszyłam ramionami.
-Mieszkasz pod moim dachem i tu panują moje zasady.-pomachał ostrzegawczo palcem. Zachichotałam i pokiwałam ze zgodą głową.-No więc lubisz imprezy.-Nie, tylko nie to ,tylko nie imprezy. Pokręciłam głową.
-Uf ,to dobrze ,bo przygotowałem kompletnie co innego.-odetchnęłam z ulgą. Zjedliśmy obiad i usiedliśmy na kanapie w salonie włączając telewizję. Leciał jakiś program plotkarski było tam moje zdjęcie z zakreśloną w kółko moja ręką. Justin chciał wyłączyć telewizję,ale go powstrzymałam.
-Nastoletnia Samanta Collins wyprowadziła się z rodzinnego domu wprowadzając się do jednej z największych gwiazd dzisiaj muzyki. Plotki głoszą ,że uciekła od ojca ,który w tym momencie przeżywa ciężki okres. Podobno Justin groził mu i namówił Sam do wyprowadzenia się. Zobaczmy co do powiedzenia ma jej ojciec.
-Ta niewdzięcznica zabrała rzeczy i po prostu zostawiła mnie samego. Nie wiem co jej zrobiłem ,ale mnie nienawidzi. Jeżeli to oglądasz mam nadzieję ,że wrócisz do domu.-to był koniec jego przemowy.
-Przepraszam!-wypłakałam i pobiegłam do pokoju. Usiadłam na parapecie i płakałam. Co ja zrobiłam? Zjebałam mu cala karierę. Zniszczyłam mu całe życie. Nienawidzi mnie, na pewno nie chce mnie znać. Mój ojciec go oczernił , na oczach całego świata. Nie chciałam się pociąć, nie chciałam go stracić. Ale czy go odzyskam? Czy mam prawo tu jeszcze przebywać? Miałam tyle pytań i żadnej ,znaczącej odpowiedzi. Ciche pukanie do drewnianych , białych drzwi rozległo się po całym pokoju.
-Proszę.-wyszeptałam bezdźwięcznie.
-Cześć.-Justin wszedł i delikatnie zamkną drzwi.

-Ja-głos mi się łamał.-Zniszczyłam ci życie.-trzęsłam się ,ale nie z zimna. Ze strachu. Bałam się tego co będzie.
______
Cześć! ohohoho to się porobiło. Myślicie ,ze Justin naprawdę ją kocha czy to tylko zauroczenie? Piszcie. Nie mam nic znaczącego do powiedzenia ,więc cytat :

Nazwano cię kiedyś nienormalną? Inną? Dziwną? Naśmiewano się z ciebie? Tylko dlatego ,że jesteś belieberką? Tak ,nam to uczucie. Nie jesteś jedyną która tak ma. Sądzę ,że każda Belieberka przez takie coś przechodzi. Ludzie nigdy nie zrozumieją tego ,jak bardzo kochasz Justina. Czasami masz ochotę im wykrzyczeć wszystko w twarz, ale boisz ,że jeszcze bardziej będą się z Ciebie naśmiewać. Gdy słyszysz ,że ktoś obraża Justina natychmiast reagujesz. Zanudzasz swoich rodziców i przyjaciół całymi dniami gadając o Justinie. Na pewno nie raz usłyszałaś:
„Nigdy nie spotkasz Justina”
„On nawet nie wie ,że istniejesz”
„Jak można go lubić?”
„Po co jesteś jego fanką, skoro go nie spotkasz?”
Pytanie ,po co oddychacie ,skoro i tak umrzecie? Uciekasz od rzeczywistości i włączasz twittera. Bo tylko tam są inne, takie jak ty i tylko one Cię rozumieją ,bo przechodzą dokładnie to samo. Co dzień modlisz się do Boga tylko po to ,żeby spotkać Justina. Chociaż raz. Ten jeden, jedyny. Żeby go przytulić i powiedzieć mu o tym, jak uratował Ci życie. Zastanawiasz się czasami jakby to było jakby Scooter nie odkrył Justina? Kto wywoływałby uśmiech na twojej twarzy? Dla kogo noc byś płakała? Kto powstrzymałby Cię od samookaleczania i prób samobójstw? Kto byłby Twoim powodem do życia, do tego, że masz jeszcze marzenia ...Zanim zostawisz Justina przemyśl to. Nie wiesz jak bardzo go to boli.
„Proszę nie zabieraj mi moich Beliebers. Tylko o to proszę.”-Justin Bieber   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz