Ledwo otworzyłam oczy. Wszędzie było
biało. Wstałam z śnieżno białej podłogi i ruszyłam niepewnym
krokiem przed siebie. Spojrzałam na swoją dłoń nic na niej nie
było. Uznałam ,że to się wyjaśni. Zatrzymałam się przed
małymi drzwiczkami. Otworzyłam je. Weszłam na czworaka do środka.
Byłam w pokoju Justina.
-Justin!-krzyknęłam.
-On cię nie słyszy.-za mną stał
czarnoskóry mężczyzna w białym garniturze. Najbardziej dziwne
było to ,że jest aniołem.
-Jak to? Kim jesteś?-oderwałam wzrok
od Justina.
-Jestem twoim aniołem stróżem.
Jesteś pomiędzy śmiercią ,a życiem. Chcę ci pokazać co się
stało, patrz. On cierpi ,bo nie chce cię skrzywdzić.-spojrzałam
na Justina miał twarz w dłoniach i i czy on płakał?
-Czy on mnie słyszy albo widzi?-tak to
dobre pytanie.
-Nie, jedynie może wyczuć twoją
obecność.-pokiwałam głową kucnęłam przed łóżkiem Justina i
spojrzałam na jego twarz ,on płakał. Jeszcze nigdy nie wiedziałam
płaczącego chłopaka. Zrobiło mi się miło mu naprawdę na mnie
zależy.
-Czemu on płacze?-zwróciłam się do
anioła.
-Boi się ,że cię stracił, swoim
zachowaniem. Zastanawia się jak to naprawić i czy to
możliwe.-Skierowałam wzrok na mojego przyjaciela. On wstał i
poszedł do drzwi balkonowych. Poszłam za nim. Stanął i patrzył
jak wryty na moje ciało. Ja też nie mogłam w ,to uwierzyć.
Podbiegł i upadł na kolana przy mnie.
-Przepraszam!-wykrzyczał płacząc.-To
moja wina.-był roztrzęsiony.-Co ja zrobiłem!-wstał i podniósł
moje ciało. Pobiegłam za nim. Zszedł ze schodów prawie się
przewracając. -Sara otwórz samochód!-nakazał wciąż płakał.
Kiedy kobieta na nas spojrzała nic nie mówiła chwyciła klucze z
blatu i wybiegła. Podążyłam za nimi. Justin kazał kobiecie
kierować wsiadła jechaliśmy w stronę szpitala. Justin zdjął
koszulkę ,rozdarł i mocno obwiązał mi rękę. Jechaliśmy szybko
,mój „anioł” siedział i po prostu patrzył. Jak tak można?
Dojechaliśmy na miejsce Justin jak poparzony wystrzelił z wozu i
wziął mnie na ręce. Pobiegł do recepcji uważając na mnie. Jacyś
ludzie zawieźli mnie do sali. Położyli mnie na łóżku i
rozpoczęli masaż serca. Justin krzyczał i wyrywał się
ochroniarzom.
-Pomóżcie jej!Ona nie może
umrzeć!-płakał. To nie było nie męskie ,bo sprawa zagrażała
mojemu życiu.-Tracimy ją!-powiedział jakiś lekarz. Justin wyrwał
się i nachylił się nade mną. -Kocham cię.-dławił się łzami.
-Zrób coś ,ja go kocham nie chcę już
umierać. Kocham życie, on wszystko zmienił kocham te pieprzone
życie! Tylko kurwa przywróć mnie do życia!-W jednej chwili
wszystko się rozpadło a ja wpadła do wielkiej dziury. Leciałam i
leciałam. Zamknęłam oczy i otworzyłam ,tylko poczułam ,ze leżę
na łóżku wszystko było nie wrażenie ,a ja nic nie słyszałam.
Obraz i słuch zaczął się wyostrzać. Spojrzałam na Justina
,który stał pochylony nade mną i patrzył na mnie z uśmiechem.
-Justin?-chciałam się upewnić ,ze to
nie jest znów jakiś wymysł mojego anioła.-Co się
dzieje?-rozejrzałam się wszystko było tak jak pokazał mi
czarnoskóry.
-Już dobrze.-pogłaskał mnie po
policzku. Nie zauważyłam zamieszania wokół nas lekarze patrzyli
ze zdziwieniem w jakim dobrym stanie jest i ,że się obudziłam.
Zaczęli ciągnąć Justina do wyjścia.
-Nie proszę! Justin!-krzyczałam.
Kiedy mnie puścił momentalnie osłabłam.
-Serce zwalnia!-krzyknął
lekarz.-Justin wyrwał się i chwycił moją dłoń.-To nie
możliwe!-krzykną.-Nie wiem jak to działa ,ale ratujesz jej
życie.-zwrócił się do Justina. Zrobili mi różne badania Justin
cały czas gdzieś tam stał. Uśmiechał się do mnie i czasem
wyglądał jakby zastanawiał się ,czy to prawda. Po wszystkim
mogłam iść do domu. Ciekawe jak teraz będzie wyglądać moja
relacja z Justinem. Bo w końcu on nie wie ,że ja słyszałam te
słowa „kocham cie” myślę ,ze nie chodziło mu o takie
kochanie. Znamy się jakieś dwa dni (tak jest nowy dzień trochę
się działo). Postanowiłam ,ze zostawię te myśli na później.
Wstałam i podeszłam do Justina ,który czekał w holu. Uśmiechną
się ,a mi zrobiło się milej na sercu. Lecz zaraz to znikło.
-Co się stało?-przytulił mnie.
-Nikt mnie nie odwiedził prawda?-byłam
tego pewna no bo kto miałby to zrobić.
-Odwiedził.-powiedział.-Raz była
twoja siostra ,ale pojechał z Sarą domu i czekają na ciebie.-no
tego to się nie spodziewałam.-I była jakaś Lili
Room?-zakrztusiłam się powietrzem.-Mówiła ,że jest idiotką i
musi z tobą porozmawiać.-Niby o czym kurwa.
-Co jej powiedziałeś?-spytałam z
nadzieją ,że „idź sobie” ,ale on nie może być egoistycznym
dupkiem.
-Że teraz nie możesz z nią rozmawiać
i ,żeby skontaktowała się z tobą później.-podrapał się po
karku.-Znasz ją?-coś go gryzło i wycisnę to z niego.
-Nie wiem co zrobiłeś,ale nie chcę o
niej rozmawiać możemy wracać do domu?-skiną niepewnie
głową. Jutro są moje urodziny jedyny kontakt jaki miałam z Lili
był w urodziny wysyłała mi kartki z załączonymi przeprosinami.
Nigdy nie odpisałam ,chowałam je do pudełka z pamiątkami z
naszej przyjaźni. Jechaliśmy w ciszy. Nikt się nie odzywał.
Jakbyśmy bali się ,że jedno słowo zniszczy wszystko ,co udało
nam się ułożyć. Ale ta cisza już mnie denerwowała.
-Dlaczego wróciłaś? Przecież byłaś
już martwa?-no tego to się nie spodziewałam.
-Powiem ci ,ale i tak nie
uwierzysz.-skinął głową-Znalazłam się w wielkim niekończącym
się białym pomieszczenie ,szłam szukając jakiegoś wyjścia.
Natknęłam się na malutkie drzwi ,przez które przeszłam.
Znalazłam się w twoim pokoju. Ale nie byliśmy tam sami .był tam
nijaki „anioł stróż”. Pokazał mi ,co się działo po twoim
wyjściu z balkonu. Najpierw płakałeś ,potem mnie znalazłeś ,a
potem zabrałeś mnie do szpitala. W samochodzie owinąłeś moją
rękę koszulką. Później stałam z nim i patrzyłam jak umieram i
ty krzyczałeś ,wyrywałeś się ,kiedy tak na mnie patrzyłeś coś
we mnie pękło nie chciałam umierać. Mój anioł pozwolił mi
wrócić i dlatego jestem.-Nie wyglądał na zdziwionego.
-Nie wiem czemu ale wydaje mi się to
prawdą, w końcu każdy zasługuje na drugą szansę ,więc Bóg ci
ją dał.-spuścił głowę.-Słyszałaś co mówiłem?-czy chodzi mu
„Kocham cię”?
-Wszystko.-powiedziałam ,krótko.
-Ja wiem ,że nie czujesz tego samego
dlatego przepraszam ,że to słyszałaś. Nie chcę ,żeby nasze
relacje stały się inne.-uśmiechnęłam się. Ktoś mnie kocha.
Kocha mnie mój idol. Ja nie wiem co do niego czuję nie wiem czy go
kocham ,wiem tylko tyle ,że jest dla mnie bardzo ważny. Poza tym
nie da się zakochać w dwa pieprzone dni.
-Wiesz jesteś dla mnie w tej chwili
najważniejszą osobą.-położyłam dłoń na jego.-Tylko nie wiem
,co do ciebie czuję. Wiem ,że darzę cię czymś ,wyjątkowym. Nie
mam pojęcia czy to miłość.-Jego oczy momentalnie posmutniały.
-Justin?-odważył się na mnie spojrzeć.-Mogę cię zapewnić ,ze
to nie jest miłość tylko chwilowe zauroczenie. To minie. A my
przecież możemy zostać przyjaciółmi. Tak?-Nie odzywał się
jechał dalej ze smutkiem w oczach. Czy to możliwe ,aby on naprawdę
kochał mnie. Naiwną ,głupią , żyletę. Jechaliśmy już dobre
pół godziny. Myśli plątały mi się w głowie z prędkością
światła.-Justin ,proszę mów coś. Nie chcę cię stracić przez
jakieś głupie dwa słowa przez jebane „kocham cię” ,bo to nie
jest prawda!-mój szept zamienił się w krzyk.
-Ty kurwa nie rozumiesz ,że cię
kocham zatrzymał się i wyszedł z samochodu zgarniając paczkę
papierosów. Co ja zrobiłam mogę teraz stracić jedyna bliską mi
osobę. Wyciągnęłam swojego elektryka i zaciągnęłam się
smakiem jabłka. Kurwa, trzeba by to naprawić. Dałam słowo
aniołowi ,że chcę żyć nie mogę tego spierdolić. Wyszłam z
auta. Justin właśnie uderzał pięścią w ścianę. Jeden , drugi
,trzeci.
-Przestań!-krzyknęłam.
-Niby kurwa czemu!?-oparł się rękoma
o mur.
-Bo jak boli ciebie, to boli
mnie.-wyszeptałam. Stał tak chwilę i podszedł do mnie.
-Przepraszam ,nie powinienem tak
wybuchać. To nie twoja wina.-chciał mnie przytulić.
-Nie to wszystko maja wina. Gdybym tam
wtedy nie siedziała na tej pieprzonej ławce nic by się nie
stało!-poczułam jak upadam i tracę przytomność. Pewnie przyczyna
było taka ,że nie spałam dwa dni nie licząc mojego omdlenia na
balkonie. Pogrążyłam się w śnie słyszałam tylko krzyki Justina
po prostu zasnęłam.
Stałam i widziałam jak Justin
wykrwawia się na parkingu. Ludzie przechodzili i nic nie robili.
Paparazzi stały i robiły zdjęcia. Krzyczałam ,ale nic nie robili.
Klękłam obok Justina ,ale on już nie oddychał miał zimne
spojrzenie ,takie nieobecne. Był martwy. Z jego kiszeni wystawała
karteczka ,dławiąc się łzami, wyciągnęłam ją. A pisało tam „
Kochana Sam. Chcę abyś wiedziała ,że ze względu na to czy żyję
czy nie, będę cię kochać nie mogłem ,znieść tej myśli ,że
nie odwzajemniasz moich uczuć. Na zawsze twój Justin”
Otworzyłam oczy płakałam. Mój
oddech był nie równy. Byłam zalana zimnym potem. Rozejrzałam się
po pokoju nikogo nie było. Był to mój pokój.”Justin”
wyszeptałam. Mój płacz zamienił się w szloch.
-Sam wszystko w porządku?-podszedł do
mnie.-Czemu płaczesz.-przytulił mnie.
-Nie zostawiaj mnie. Choćbym nie wiem
co ci zrobiła ,nie zostawiaj mnie.-wypłakiwałam się w jego
koszulkę.
-Nie zostawię cię. Nie
mógłbym.-pocałował mnie w czoło. Siedzieliśmy tak z dobre
15 minut. Zdążyłam się uspokoić.-Jesteś głodna Sara robi
obiad?-Obiad? Która godzina?
-Jak długo spałam?
-Byłaś tak wykończona ,że zasnęłaś
na ulicy i spałaś.-spojrzał na telefon.-Jakieś, 10 godzin.
-Matko.-uderzyłam się w głowę z
otwartej reki.
-Jest jeszcze coś.-podrapał się po
karku i podał mi jakąś gazetę. Były tam zdjęcia jak stoimy na
balkonie. Jak wnosi mnie do szpitala. Kiedy kłóciliśmy się
wczoraj wieczorem.-Przepraszam ,że cię w to wciągnąłem.-Zobaczyłam
kolejną stronę „Nijaka Samanta Collins nowa ,dziewczyna Justina
ma problemy z sobą i w wielokrotnie próbowała odebrać sobie
życie”-Przepraszam nie wiem skąd wiedzieli. Jeżeli mnie
nienawidzisz to zrozumiem to.
-Nic się przecież nie
stało.-uśmiechnęłam się.-A co do obiadu coś ładnie
pachnie.-udawałam rozmarzoną ,a on się zaśmiał.
-Sara zrobiła naleśniki!-krzyknął
uradowany. Wypełzłam z łóżka i chwyciłam jakieś spodenki i
koszulkę. Wskoczyłam szczęśliwa do toalety. Może to dziwne ,ale
naleśniki poprawiły mi humor. Zdjęłam ubrania i weszłam pod
prysznic. Po mojej skórze spływały krople. Przyglądałam się im.
Były jak dwaj ludzie szukający drogi do szczęścia. Kiedy jedna
kropla spadła ,druga zwolniła i nie zleciała. Tak to w życiu
jest jednym się udaje ,drugim nie. Ale możliwe jest ,że nigdy nie
znajdziemy swojego miejsca i znikniemy ,nie osiągając niczego.
Nalałam na rękę szampon i wmasowywałam go we włosy. Umyłam
dokładnie ciało. Moja ręka nadal bolała ,ale ignorowałam to.
Moje nowe postanowienie (postarać się nie okaleczać i nie popaść
w depresję). Ubrałam uszykowane ciuchy. Usiadłam przy toaletce w
pokoju (wcześniej jej nie było. Dziwne.) Nałożyłam delikatny
makijaż i byłam gotowa. Idąc na dół poczułam piękny zapach.
Usiadłam zresztą przy stole.
-Dzień dobry Saro.-miałam wyjątkowo
dobry humor.
-Witaj ,śpiąca królewno.-zachowywała
się jak moja mama ,co mnie rozśmieszyło.
-Masz dzisiaj jakieś plany poza
spotkaniem się z Cat.-Cat przecież miała tu być wieczorem i
czekać na mnie.-Spokojnie posiedziała chwilę wieczorem przy tobie
i poszła.-skwitował z uśmiechem.
-Nie mam ,a co?-pokiwał głowa.
-Jak to co? Masz urodziny!-wykrzyczał.
Śmiałyśmy się z niego z Sarą.
-To co? Spędzę je jak każde inne
,nic nie robiąc.-wzruszyłam ramionami.
-Mieszkasz pod moim dachem i tu panują
moje zasady.-pomachał ostrzegawczo palcem. Zachichotałam i
pokiwałam ze zgodą głową.-No więc lubisz imprezy.-Nie, tylko nie
to ,tylko nie imprezy. Pokręciłam głową.
-Uf ,to dobrze ,bo przygotowałem
kompletnie co innego.-odetchnęłam z ulgą. Zjedliśmy obiad i
usiedliśmy na kanapie w salonie włączając telewizję. Leciał
jakiś program plotkarski było tam moje zdjęcie z zakreśloną w
kółko moja ręką. Justin chciał wyłączyć telewizję,ale go
powstrzymałam.
-Nastoletnia Samanta Collins
wyprowadziła się z rodzinnego domu wprowadzając się do jednej z
największych gwiazd dzisiaj muzyki. Plotki głoszą ,że uciekła od
ojca ,który w tym momencie przeżywa ciężki okres. Podobno Justin
groził mu i namówił Sam do wyprowadzenia się. Zobaczmy co do
powiedzenia ma jej ojciec.
-Ta niewdzięcznica zabrała rzeczy i
po prostu zostawiła mnie samego. Nie wiem co jej zrobiłem ,ale mnie
nienawidzi. Jeżeli to oglądasz mam nadzieję ,że wrócisz do
domu.-to był koniec jego przemowy.
-Przepraszam!-wypłakałam i pobiegłam
do pokoju. Usiadłam na parapecie i płakałam. Co ja zrobiłam?
Zjebałam mu cala karierę. Zniszczyłam mu całe życie. Nienawidzi
mnie, na pewno nie chce mnie znać. Mój ojciec go oczernił , na
oczach całego świata. Nie chciałam się pociąć, nie chciałam go
stracić. Ale czy go odzyskam? Czy mam prawo tu jeszcze przebywać?
Miałam tyle pytań i żadnej ,znaczącej odpowiedzi. Ciche pukanie
do drewnianych , białych drzwi rozległo się po całym pokoju.
-Proszę.-wyszeptałam bezdźwięcznie.
-Cześć.-Justin wszedł i delikatnie
zamkną drzwi.
-Ja-głos mi się łamał.-Zniszczyłam
ci życie.-trzęsłam się ,ale nie z zimna. Ze strachu. Bałam się
tego co będzie.
______
Cześć! ohohoho to się porobiło. Myślicie ,ze Justin naprawdę ją kocha czy to tylko zauroczenie? Piszcie. Nie mam nic znaczącego do powiedzenia ,więc cytat :
Nazwano cię kiedyś nienormalną?
Inną? Dziwną? Naśmiewano się z ciebie? Tylko dlatego ,że jesteś
belieberką? Tak ,nam to uczucie. Nie jesteś jedyną która tak ma.
Sądzę ,że każda Belieberka przez takie coś przechodzi. Ludzie
nigdy nie zrozumieją tego ,jak bardzo kochasz Justina. Czasami masz
ochotę im wykrzyczeć wszystko w twarz, ale boisz ,że jeszcze
bardziej będą się z Ciebie naśmiewać. Gdy słyszysz ,że ktoś
obraża Justina natychmiast reagujesz. Zanudzasz swoich rodziców i
przyjaciół całymi dniami gadając o Justinie. Na pewno nie raz
usłyszałaś:
„Nigdy nie spotkasz Justina”
„On nawet nie wie ,że istniejesz”
„Jak można go lubić?”
„Po co jesteś jego fanką, skoro go
nie spotkasz?”
Pytanie ,po co oddychacie ,skoro i tak
umrzecie? Uciekasz od rzeczywistości i włączasz twittera. Bo tylko
tam są inne, takie jak ty i tylko one Cię rozumieją ,bo przechodzą
dokładnie to samo. Co dzień modlisz się do Boga tylko po to ,żeby
spotkać Justina. Chociaż raz. Ten jeden, jedyny. Żeby go przytulić
i powiedzieć mu o tym, jak uratował Ci życie. Zastanawiasz się
czasami jakby to było jakby Scooter nie odkrył Justina? Kto
wywoływałby uśmiech na twojej twarzy? Dla kogo noc byś płakała?
Kto powstrzymałby Cię od samookaleczania i prób samobójstw? Kto
byłby Twoim powodem do życia, do tego, że masz jeszcze marzenia
...Zanim zostawisz Justina przemyśl to. Nie wiesz jak bardzo go to
boli.
„Proszę nie zabieraj mi moich
Beliebers. Tylko o to proszę.”-Justin Bieber
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz