Może to właśnie moja szansa na
normalne życie. Wsiadałam do samochodu kiedy zobaczyłam moją
siostrę podchodzącą do mnie Justina jeszcze nie było poszedł po
ostatnią walizkę. Wiedziałam ,ze to dobrze nie wróży ,bo zobaczy
mnie z walizkami o mokrą od łez twarzą. Od dnia z popchaniem jej
nie płakałam przy nikim ,no nie licząc Justina nie było to trudne
bo zawsze byłam sama. Nikt z rodziny nie wiedział o tym co dzieje
się ze mną w szkole lub kiedy jestem w pokoju lub poza domem.
-Co ty robisz ,co to za samochód i
czemu pakujesz do niego walizki?-dopiero ,gdy zobaczyła walizki
przestała być obojętna.
-Nie martw się, już nie będę wam
przeszkadzać.-powiedziałam poczułam spływającą następną
porcję łez.
-Ty..ty się wyprowadzasz?-spytała o
dziwo smutno i z załamaniem w głosie. Przybliżyła się i chwyciła
mnie okręcając tak ,abym na nią spojrzała.-Czy ty płaczesz?-co w
tym dziwnego? Matko nagle jest taka opiekuńczą siostrą. Też
zaczęła płakać.-Nie możesz! Nie zostawiaj mnie z mamą! Ja nie
dam rady, to ty zawsze zajmowałaś się domem ,ty mimo tego ,że nie
chciałaś pomagałaś mi w lekcjach. Nie możesz mi tego zrobić
słyszysz.- chwyciła moją dłoń i to był błąd zobaczyła
okaleczenia z dziś ,roku przed , i nawet tygodnia temu. Jej źrenice
się powiększyły.-co t..-nie było dane jej dokończyć wyrwałam
rękę i podeszłam do Justina ,który wyszedł z mojego domu.
-Przepraszam może kiedyś ci wszystko
wyjaśnię.-stała oniemiała wciąż płacząc. Mój kolega spojrzał
na mnie spojrzeniem „Nic się nie stało? Jesteś gotowa?”.
-Możemy się spotkać i porozmawiać
kiedy będziesz gotowa?-uśmiechnęłam się dosyć pewnie.
-Mam wolną całą sobotę i niedzielę
postaram się wyjaśnić to co mogę.-pokiwała głową.-Gdzie?I
kiedy?-Justin podniósł kartkę ,która miał w kieszeni i położył
na samochodzie pisząc coś na niej. Podał kartkę Cat.
-To mój adres po jutrze cały dom jest
twój będę musiał załatwić coś na twoje urodziny więc tylko
proszę o nie rozniesienie domu .-To był miły gest z
„wypożyczeniem” domu i tymi urodzinami. Zaraz chwila co jakimi
urodzinami no tak są za dwa dni.
-Po pierwsze dziękuję jesteś
najlepszy ,a po drugie jakie urodziny skąd wiesz nawet ja nie
pamiętałam?-uśmiechną się i otworzył mi drzwi od strony
pasażera.
-Takie rzeczy się wie.-Cat zniknęła
za drzwiami.-Ja wiem kiedy ty masz urodziny a ty wiesz kiedy są
moje?-uśmiechnęłam się.
-Tak 1 marca co roku tego dnia z
przyjaciółką wypuszczałyśmy lampion nie tylko z twojego powodu
poznałyśmy się marca.-tak to były piękne dni. Jedne z
najpiękniejszych.-Wiesz ,że wystarczył jeden dzień z tobą ,a
moje życie zmienia się o 180'.-zaśmiał się.
-Mam nadzieję ,że rozwiązałem twoje
wszystkie problemy.-tak chciałabym ,ale są jeszcze 2 tygodnie
szkoły.-Coś nie tak?-chyba zobaczył moja reakcję nie chciałam mu
tego mówić nie dlatego ,ze nie chciałam ,tylko nie lubiłam o tym
rozmawiać.
-Nie, wszystko w porządku tylko
zastanawiam się jak teraz będzie wyglądać moje życie.-westchnęłam
z nadzieją ,że to łyknie.
-Mogę na sto procent zapewnić cię
,że postaram się ,aby było najlepsze jakie może być.-chciałabym
,aby to było możliwe.
-Marzenia.-wyszeptałam do siebie ,ale
mój towarzysz to usłyszał powinnam zacząć gryźć się w język.
-Co masz na myśli.-położył swoją
dłoń na moją prosząc ,bym powiedziała.
-Uch , muszę?-lekko się zirytowałam.
-Nie, jeżeli jestem twoim przyjacielem
,to musisz ,jeśli nie to nie.-zrobiłam złą minę bo wiedziałam
,że teraz muszę mu powiedzieć ,bo wyjdzie na to ,że nie jesteśmy
przyjaciółmi.
-To nie są wszystkie moje
problemy.-wyszeptałam. Jego wypełnione były współczuciem, troską
i żalem.-Ja jestem wyzywana i poniżana w szkole.-powiedziałam
łamiącym się szeptem. Nie lubiłam tego tematu często ludzie
mówią ,że przyzwyczaili się do wyzwisk i obelg na jego temat ,ale
to nie jest prawda, tego nie da się zaakceptować. Zawsze będzie
cię to ranić ,coraz mocniej ,bo coraz częściej będziesz zadawać
sobie to pytanie „Co ja wam zrobiłam?” i nigdy nie znajdziesz
odpowiedzi.
-Zobaczysz naprawię to.-Ta ciekawe...
-Niby jak?-lekko płakałam. Otarł mi
ostatnią łzę i uśmiechną się.
-Niespodzianka.-był z siebie dumny
,że doprowadził mnie do stopnia ciekawość.
Kiedy się zatrzymaliśmy ukazał mi
się piękny dom ,balkon z dwoma wejściami, pewnie do dwóch różnych
pokoi Na dole duża szyba i widok na kuchnie jadalnię i salon. To
był najpiękniejszy dom jaki w życiu widziałam. Wszystko pięknie
się komponowało ,ale nadal nie rozumiałam dlaczego mnie spotkało
takie szczęście, jest dużo osób ,które mają gorzej ode mnie i
nawet nie marzą o takim obrocie wydarzeń. Nadal czuję się trochę
nieswojo przy Justinie ,gdyż znam go jeden dzień ,a mam z nim
mieszkać. Postanowiłam sobie ,że już nie będę się tym
zamartwiać i poczekam na to ,co ma się stać. Stałam tak i
lustrowałam dom ,co ja gadam rezydencję . Z moich najskrytszych
myśli wyrwał mnie Justin.
-Weźmiesz ostatnią torbę? Nie mam
rąk przepraszam.-chyba czuł się źle z tym ,ze będę musiała coś
nieść. Zaśmiałam się z niego gdyż był cały obładowany i
ledwo się ruszał.
-Wiesz ,że możesz mi oddać parę
rzeczy?-wciąż się śmiałam.
-Nie ,nie mogę, bo damy nie
dźwigają.-teatralnie wywróciłam oczami i wyrwałam mu z rąk
walizkę i torbę ,którą miałam zabrać.-Ale ty jesteś
uparta.-udawał złego. Nie prowadziliśmy dalszej „kłótni” i
poszliśmy do domu. To ,co mnie zdziwiło to ,to ,że drzwi były
otwarte. Posłałam mu spojrzenie „mówiłeś ,ze mieszkasz sam”.
-Spokojnie wchodź ,to tylko moja
gosposia. Nie jestem mistrzem gotowania.-wzruszył ramionami.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Sara?!-krzyknął.
-Tak proszę pana?-w przedpokoju
stanęła piękna ,zgrabna kobieta w fartuszku.
-Ugh . Ile razy mam mówić J U S T S I
N.-przeliterował udając złego. Zachichotałam razem z Sarą.
-Dzień dobry jestem Sam.-chciałam
podać jej dłoń ,ale ona mnie przytuliła tak jak to robią
dziewczyny.
-Justin mówił mi ,że przyjedziesz
jestem Sam.-uśmiechnęła się. Jest taka optymistyczna. Już ją
lubię.-Wspomniał też ,że mam ci przygotować pokój. Jest już
gotowy i do twojej dyspozycji.-przez ten cały czas nie zastanawiałam
się nad tym ,gdzie będę spać.
-Dziękuję.-machnęła ręką dając
znak ,że to nic takiego i to jej praca ,ale ja byłam jej bardzo
wdzięczna. Jus kazał mi usiąść z Sarą i poszedł pownosić
moje rzeczy. Pokierowałam się w stronę kuchni ,gdzie przy blacie
do piosenki Boyfriend wywijała biodrami. Miała może 22 lata. Była
śliczna jej włosy spadały bezwładnie na jej plecach. Zaśmiałam
się.
-Fanka?-gwałtownie się odwróciła.
-Matko nie rób tak. Dobrze ,że to nie
Justin ,bo spaliłabym się ze wstydu.-zachichotałam. Piosenka się
skończyła.
-Co ja?!-krzyknął Justin z góry.
Spanikowana Sara spojrzała na mnie prosząco.
-Nic mówię ,że masz piękny
dom!-powiedziałam.
-Dziękuję.-szepnęła.
-Nie ma za co.-udawałam obojętną.
-Może zrobimy późną
kolację?-zaproponowała bo usłyszała moje burczenie. Czułam jak
czerwienieję ze wstydu. Ale zaraz która godzina.
-Jak to późną? Która
godzina?-poszukiwałam wzrokiem zegarka wisiał nad zmywarką.
Godzina 2:18 no super mój dzień pełen wrażeń trwał do późnej
nocy.-Matko druga.-złapałam się za czoło.
-Czy zjesz coś?-zaśmiała się. Po
schodach zszedł uradowany Justin.
-Czy słyszałem słowo
„zjesz”?-bezwładnie uśmiechnęłam się na jego widok.
-Tak może jajecznica tak na
szybko?-każdemu spodobał się ten pomysł. Zjedliśmy poznając
siebie już czułam się nawet dobrze w tym domu. Teraz zaczęłam
sobie myśleć przecież widziałam na razie tylko salon kuchnię i
przedpokój. Ciekawość jak wygląda reszta ,a szczególnie mój
pokój ,zżerała mnie od środka.
-Justin wiem ,że jest miło i w ogóle
,ale zaraz umrę z ciekawości nie wiem jak wygląda twój
dom.-zapiszczałam.
-Poprawka nasz dom.-to zabrzmiało
jakbyśmy byli nowożeńcami. Wstał i podszedł do mojego miejsce
podając mi dłoń wziął mnie pod pachę i ruszyliśmy w stronę
drzwi. -Czy panienka życzy sobie oprowadzenia?-zaśmiałam się.
-Nie odrzucę tak kuszącej
propozycji.-udawałam powagę ,ale nie wytrzymałam i parsknęliśmy
śmiechem. Poszliśmy po podwójnych schodach pokrytych czerwonym
dywanem. Dotarliśmy do szerokiego korytarza po każdej stronie
znajdowały się cudowne drzwi. Weszliśmy do jednego z pomieszczeń.
Była to siłownia sądząc po ręczniku który wyglądał na zużyty
Justin pewnie dziś ćwiczył , następnie był to pokój Justina
miał kolor beżowy w sumie był jak pokój każdego nastolatka ,tak
jak się spodziewałam był to ten pokój z balkonem ,dalej prywatne
kino z przejściem do salonu gier. Zatrzymaliśmy się przed moim
pokojem. Był biały , wielkie okno i śliczne zasłony od drzwi
balkonowych. Okrągłe łóżko na środku z najładniejszym jaki w
życiu widziałam baldachimem. Podłoga była wyłożona jasnymi
panelami. Byłam wniebowzięta. Nie marzyłam nigdy o takim raju.
-Matko jak pięknie.-to jedyne co
mogłam z siebie wykrzesać.
-Choć.-pociągnął mnie na balkon.
Był duży i połączony z jego. Jedyne co tam było to bujana ławka
koloru białego wyłożona Białym wyglądający na miękki
,materacem. Poparłam się o barierkę i spojrzałam w wręcz czarne
niebo z migoczącymi lampkami. Obok mnie ,to samo zrobił mój idol.
-Wiesz ,ze jesteś bohaterem?-sama nie
wiem czemu to powiedziałam.
-Niby czemu? Zrobiłem tylko to co
chciałem i zabrałem to co chciałem.-oparłam głowę o jego ramię.
-Co chciałeś zrobić i co
zabrałeś?-domyślałam się ,ale wolałam się upewnić.
-Chciałem ci pomóc. Znienawidziłbym
siebie ,gdyby coś ci się stało. A zabrałem ciebie. Jesteś
najlepszym co mnie w życiu spotkało.-poczułam jak się rumienie.-I
dostarczasz mi rozrywki ,bo gdybym cię nie spotkał pewnie
siedziałbym z Chrisem i się nudził.-zaśmiałam się.
-Sama nie wiedziałam ,że potrafię
zrobić tyle zamieszania.-jus przytulił mnie od tyło i położył
brodę na mojej głowie. Pewnie jak ktoś by nas zobaczył pomyślałby
,że jesteśmy zakochaną parą. Kocham Justina ,ale nie w ten
sposób. Kocham go za to ,że jest ty przy mnie pomaga mi i jest moim
przyjacielem. Tą piękną chwilę przerwał blask flesza.
-Przepraszam.-puścił mnie i poszedł
do środka swojego pokoju.
-Poczekaj.-złapałam go za rękę.-Nic
się nie stało to tylko zdjęcie.
-Nie to jest ,aż zdjęcie teraz
będziesz w jakiś gazetach na pierwszych stronach z nagłówkiem
„Nowa zdobycz Justina” i to wszystko przeze mnie.-chciałam za
nim pójść ,ale zamkną drzwi balkonowe przed moim nosem. Co się
właśnie stało? Poszłam do pokoju. Rozpakowałam rzeczy i poszłam
pod prysznic zabierając ze sobą piżamę. Weszłam do kabiny w
łazience ,która byłą w ów pokoju. Ciepłe krople spadły na moje
ciało i pociętą rękę. Zaczęło piec. Syknęłam ,ale
postanowiłam zignorować ból. Nałożyłam na głowę mój ukochany
szampon jabłkowy i zaczęłam go wmasowywać. Ciało pokryłam
również jabłkowym żelem. Spłukałam pianę i wyszłam z kabiny.
Ubrałam piżamę (dres i czarna bokserka) i umyłam zęby. Wyszłam
z pomieszczenia i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na moje spodnie
które miałam dzisiaj na sobie. Z ich kieszeni wystawała żyletka
,której dzisiaj użyłam. Podeszłam i chwyciłam ją w dwa palce.
Udałam się na balkon w nadziei ,że nie będzie tam Justina moje
wymagania zostały spełnione. Usiadłam na ławce i spojrzałam na
moją rękę.
Myślałam ,ze te wszystkie przykrości
spełnią się za pomocą jednej osoby. Byłam naiwna. Nigdy nie
pomyślałam ,że słowa „Nie to jest ,aż zdjęcie teraz będziesz
w jakiś gazetach na pierwszych stronach z nagłówkiem „Nowa
zdobycz Justina” i to wszystko przeze mnie.” zranią mnie
bardziej niż słowa taty „Zastanawiam się po co z mamą trzymamy
cię tu jeszcze jesteś tylko jednym wielkim problem.”To za dużo
jak na mnie. Ta presja, jest zbyt duża . Wszystkie wspomnienia teraz
trafiły we mnie ze zdwojoną siłą. Zaczęłam płakać. Dlaczego
tak mi na nim zależy. Kurwa ,co on w sobie ma? Nie wiem i myślę
,że nigdy się nie dowiem. Skoro on mnie nie chcę tu ,to spełnię
jego życzenie. Zniknę ,rozpłynę się, po prostu nie będzie mnie
w jego życiu.
Przyłożyłam ostrze do skóry i
pociągnęłam. Jeszcze raz. Deszcz zaczął padać. Zrobiłam cięcie
na żyłach. Krew leciał po ręce w dwie strony ,mój płacz
zamienił się w szloch. Krztusiłam się łzami. Wypuściłam
żyletkę i upadłam na kolana. Schowałam twarz w dłonie. Byłam
już cała mokra. Nie tylko od deszczu. Od krwi i łez. Nie wiem
kiedy straciłam łączność ze światem ,zasnęłam. Nie wiem ile
było ciemno ,ale bardzo długo. Ledwo otworzyłam oczy.
_________
Hejka! Jak myślicie przeżyje? No oczywiście ,ze tak za bardzo was kocham ,żeby was tak szybko zostawić głuptaski. A no i jeszcze cytat no tak. Będzie nietypowo długi :
-
Dlaczego ludzie oczekują od nas byśmy byli perfekcyjni? Dlaczego
wszyscy czekają na to by powinęła nam się noga? - Spytałam
zdmuchując ogień. - Masz czasem tak, że nie wiesz co się dzieje
wokół ciebie... nie masz pojęcia kim jesteś i do czego dążysz...
myślisz dokąd pójść a okazuje się, że nie masz do czego
wracać... że jesteś sam i nikt nie może ci pomóc, toniesz w
swoich pragnieniach i namiętnościach... - Odpaliłam
ponownie zapalniczkę.
- bo widzisz z moim życiem jest
tak jak z tym płomykiem.
Ten płomyk
spotyka na swojej drodze przeciwności
losu takie jak wiatr. - Zdmuchnęłam
ogień i zamknęłam oczy by
wczuć się w chwilę i swoje własne słowa.
- Wiesz jak to jest kiedy nic nie daje ci spokoju, kiedy życie
umknie ci między palcami... kiedy nie wiesz co masz ze sobą zrobić,
ty po prostu nie dajesz rady się podnieść, nie dajesz rady zapalić
tego płomienia ponownie, twoje złamane serce nie zostanie
posklejane, czujesz się słaby... - Pogładziłam
się
po nadgarstku.- niepotrzebny... - Wróć
do momentu w którym wiatr zdmuchnął ci płomień... nie musisz być
nikim wielkim by rozpalić go w swoim sercu ponownie... wystarczy, że
zdobędziesz kogoś wyjątkowego... - Chłopak
chwycił
mnie za dłoń
w której
trzymałam
zapalniczkę.
Przesunął
mój palec
na przycisk do odpalania i położył
na moim kciuku swój
palec. - Jeśli masz kogoś, kto ci
pomoże, kogoś kto cię potrzebuje tak samo jak ty potrzebujesz
jego... - Przycisnął
mój
palec przez
który
zapalniczka znów
zapłonęła.
- Twój płomień zabłyśnie, ten płomyczek to rodzaj nadziei,
która czasem gdzieś nam umyka w życiu codziennym... - Zdmuchnął.
- ale ty sobie o niej przypomnisz, ty dasz radę... tylko musisz
uważać na to komu ufasz i komu powierzasz zapałki... - Kiedy
zapalniczka rozbłysnęła
ujrzałam
jego twarz jeszcze bliżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz