wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 3.

Może to właśnie moja szansa na normalne życie. Wsiadałam do samochodu kiedy zobaczyłam moją siostrę podchodzącą do mnie Justina jeszcze nie było poszedł po ostatnią walizkę. Wiedziałam ,ze to dobrze nie wróży ,bo zobaczy mnie z walizkami o mokrą od łez twarzą. Od dnia z popchaniem jej nie płakałam przy nikim ,no nie licząc Justina nie było to trudne bo zawsze byłam sama. Nikt z rodziny nie wiedział o tym co dzieje się ze mną w szkole lub kiedy jestem w pokoju lub poza domem.
-Co ty robisz ,co to za samochód i czemu pakujesz do niego walizki?-dopiero ,gdy zobaczyła walizki przestała być obojętna.
-Nie martw się, już nie będę wam przeszkadzać.-powiedziałam poczułam spływającą następną porcję łez.
-Ty..ty się wyprowadzasz?-spytała o dziwo smutno i z załamaniem w głosie. Przybliżyła się i chwyciła mnie okręcając tak ,abym na nią spojrzała.-Czy ty płaczesz?-co w tym dziwnego? Matko nagle jest taka opiekuńczą siostrą. Też zaczęła płakać.-Nie możesz! Nie zostawiaj mnie z mamą! Ja nie dam rady, to ty zawsze zajmowałaś się domem ,ty mimo tego ,że nie chciałaś pomagałaś mi w lekcjach. Nie możesz mi tego zrobić słyszysz.- chwyciła moją dłoń i to był błąd zobaczyła okaleczenia z dziś ,roku przed , i nawet tygodnia temu. Jej źrenice się powiększyły.-co t..-nie było dane jej dokończyć wyrwałam rękę i podeszłam do Justina ,który wyszedł z mojego domu.
-Przepraszam może kiedyś ci wszystko wyjaśnię.-stała oniemiała wciąż płacząc. Mój kolega spojrzał na mnie spojrzeniem „Nic się nie stało? Jesteś gotowa?”.
-Możemy się spotkać i porozmawiać kiedy będziesz gotowa?-uśmiechnęłam się dosyć pewnie.
-Mam wolną całą sobotę i niedzielę postaram się wyjaśnić to co mogę.-pokiwała głową.-Gdzie?I kiedy?-Justin podniósł kartkę ,która miał w kieszeni i położył na samochodzie pisząc coś na niej. Podał kartkę Cat.
-To mój adres po jutrze cały dom jest twój będę musiał załatwić coś na twoje urodziny więc tylko proszę o nie rozniesienie domu .-To był miły gest z „wypożyczeniem” domu i tymi urodzinami. Zaraz chwila co jakimi urodzinami no tak są za dwa dni.
-Po pierwsze dziękuję jesteś najlepszy ,a po drugie jakie urodziny skąd wiesz nawet ja nie pamiętałam?-uśmiechną się i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
-Takie rzeczy się wie.-Cat zniknęła za drzwiami.-Ja wiem kiedy ty masz urodziny a ty wiesz kiedy są moje?-uśmiechnęłam się.
-Tak 1 marca co roku tego dnia z przyjaciółką wypuszczałyśmy lampion nie tylko z twojego powodu poznałyśmy się marca.-tak to były piękne dni. Jedne z najpiękniejszych.-Wiesz ,że wystarczył jeden dzień z tobą ,a moje życie zmienia się o 180'.-zaśmiał się.
-Mam nadzieję ,że rozwiązałem twoje wszystkie problemy.-tak chciałabym ,ale są jeszcze 2 tygodnie szkoły.-Coś nie tak?-chyba zobaczył moja reakcję nie chciałam mu tego mówić nie dlatego ,ze nie chciałam ,tylko nie lubiłam o tym rozmawiać.
-Nie, wszystko w porządku tylko zastanawiam się jak teraz będzie wyglądać moje życie.-westchnęłam z nadzieją ,że to łyknie.
-Mogę na sto procent zapewnić cię ,że postaram się ,aby było najlepsze jakie może być.-chciałabym ,aby to było możliwe.
-Marzenia.-wyszeptałam do siebie ,ale mój towarzysz to usłyszał powinnam zacząć gryźć się w język.
-Co masz na myśli.-położył swoją dłoń na moją prosząc ,bym powiedziała.
-Uch , muszę?-lekko się zirytowałam.
-Nie, jeżeli jestem twoim przyjacielem ,to musisz ,jeśli nie to nie.-zrobiłam złą minę bo wiedziałam ,że teraz muszę mu powiedzieć ,bo wyjdzie na to ,że nie jesteśmy przyjaciółmi.
-To nie są wszystkie moje problemy.-wyszeptałam. Jego wypełnione były współczuciem, troską i żalem.-Ja jestem wyzywana i poniżana w szkole.-powiedziałam łamiącym się szeptem. Nie lubiłam tego tematu często ludzie mówią ,że przyzwyczaili się do wyzwisk i obelg na jego temat ,ale to nie jest prawda, tego nie da się zaakceptować. Zawsze będzie cię to ranić ,coraz mocniej ,bo coraz częściej będziesz zadawać sobie to pytanie „Co ja wam zrobiłam?” i nigdy nie znajdziesz odpowiedzi.
-Zobaczysz naprawię to.-Ta ciekawe...
-Niby jak?-lekko płakałam. Otarł mi ostatnią łzę i uśmiechną się.
-Niespodzianka.-był z siebie dumny ,że doprowadził mnie do stopnia ciekawość.
Kiedy się zatrzymaliśmy ukazał mi się piękny dom ,balkon z dwoma wejściami, pewnie do dwóch różnych pokoi Na dole duża szyba i widok na kuchnie jadalnię i salon. To był najpiękniejszy dom jaki w życiu widziałam. Wszystko pięknie się komponowało ,ale nadal nie rozumiałam dlaczego mnie spotkało takie szczęście, jest dużo osób ,które mają gorzej ode mnie i nawet nie marzą o takim obrocie wydarzeń. Nadal czuję się trochę nieswojo przy Justinie ,gdyż znam go jeden dzień ,a mam z nim mieszkać. Postanowiłam sobie ,że już nie będę się tym zamartwiać i poczekam na to ,co ma się stać. Stałam tak i lustrowałam dom ,co ja gadam rezydencję . Z moich najskrytszych myśli wyrwał mnie Justin.
-Weźmiesz ostatnią torbę? Nie mam rąk przepraszam.-chyba czuł się źle z tym ,ze będę musiała coś nieść. Zaśmiałam się z niego gdyż był cały obładowany i ledwo się ruszał.
-Wiesz ,że możesz mi oddać parę rzeczy?-wciąż się śmiałam.
-Nie ,nie mogę, bo damy nie dźwigają.-teatralnie wywróciłam oczami i wyrwałam mu z rąk walizkę i torbę ,którą miałam zabrać.-Ale ty jesteś uparta.-udawał złego. Nie prowadziliśmy dalszej „kłótni” i poszliśmy do domu. To ,co mnie zdziwiło to ,to ,że drzwi były otwarte. Posłałam mu spojrzenie „mówiłeś ,ze mieszkasz sam”.
-Spokojnie wchodź ,to tylko moja gosposia. Nie jestem mistrzem gotowania.-wzruszył ramionami. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Sara?!-krzyknął.
-Tak proszę pana?-w przedpokoju stanęła piękna ,zgrabna kobieta w fartuszku.
-Ugh . Ile razy mam mówić J U S T S I N.-przeliterował udając złego. Zachichotałam razem z Sarą.
-Dzień dobry jestem Sam.-chciałam podać jej dłoń ,ale ona mnie przytuliła tak jak to robią dziewczyny.
-Justin mówił mi ,że przyjedziesz jestem Sam.-uśmiechnęła się. Jest taka optymistyczna. Już ją lubię.-Wspomniał też ,że mam ci przygotować pokój. Jest już gotowy i do twojej dyspozycji.-przez ten cały czas nie zastanawiałam się nad tym ,gdzie będę spać.
-Dziękuję.-machnęła ręką dając znak ,że to nic takiego i to jej praca ,ale ja byłam jej bardzo wdzięczna. Jus kazał mi usiąść z Sarą i poszedł pownosić moje rzeczy. Pokierowałam się w stronę kuchni ,gdzie przy blacie do piosenki Boyfriend wywijała biodrami. Miała może 22 lata. Była śliczna jej włosy spadały bezwładnie na jej plecach. Zaśmiałam się.
-Fanka?-gwałtownie się odwróciła.
-Matko nie rób tak. Dobrze ,że to nie Justin ,bo spaliłabym się ze wstydu.-zachichotałam. Piosenka się skończyła.
-Co ja?!-krzyknął Justin z góry. Spanikowana Sara spojrzała na mnie prosząco.
-Nic mówię ,że masz piękny dom!-powiedziałam.
-Dziękuję.-szepnęła.
-Nie ma za co.-udawałam obojętną.
-Może zrobimy późną kolację?-zaproponowała bo usłyszała moje burczenie. Czułam jak czerwienieję ze wstydu. Ale zaraz która godzina.
-Jak to późną? Która godzina?-poszukiwałam wzrokiem zegarka wisiał nad zmywarką. Godzina 2:18 no super mój dzień pełen wrażeń trwał do późnej nocy.-Matko druga.-złapałam się za czoło.
-Czy zjesz coś?-zaśmiała się. Po schodach zszedł uradowany Justin.
-Czy słyszałem słowo „zjesz”?-bezwładnie uśmiechnęłam się na jego widok.
-Tak może jajecznica tak na szybko?-każdemu spodobał się ten pomysł. Zjedliśmy poznając siebie już czułam się nawet dobrze w tym domu. Teraz zaczęłam sobie myśleć przecież widziałam na razie tylko salon kuchnię i przedpokój. Ciekawość jak wygląda reszta ,a szczególnie mój pokój ,zżerała mnie od środka.
-Justin wiem ,że jest miło i w ogóle ,ale zaraz umrę z ciekawości nie wiem jak wygląda twój dom.-zapiszczałam.
-Poprawka nasz dom.-to zabrzmiało jakbyśmy byli nowożeńcami. Wstał i podszedł do mojego miejsce podając mi dłoń wziął mnie pod pachę i ruszyliśmy w stronę drzwi. -Czy panienka życzy sobie oprowadzenia?-zaśmiałam się.
-Nie odrzucę tak kuszącej propozycji.-udawałam powagę ,ale nie wytrzymałam i parsknęliśmy śmiechem. Poszliśmy po podwójnych schodach pokrytych czerwonym dywanem. Dotarliśmy do szerokiego korytarza po każdej stronie znajdowały się cudowne drzwi. Weszliśmy do jednego z pomieszczeń. Była to siłownia sądząc po ręczniku który wyglądał na zużyty Justin pewnie dziś ćwiczył , następnie był to pokój Justina miał kolor beżowy w sumie był jak pokój każdego nastolatka ,tak jak się spodziewałam był to ten pokój z balkonem ,dalej prywatne kino z przejściem do salonu gier. Zatrzymaliśmy się przed moim pokojem. Był biały , wielkie okno i śliczne zasłony od drzwi balkonowych. Okrągłe łóżko na środku z najładniejszym jaki w życiu widziałam baldachimem. Podłoga była wyłożona jasnymi panelami. Byłam wniebowzięta. Nie marzyłam nigdy o takim raju.
-Matko jak pięknie.-to jedyne co mogłam z siebie wykrzesać.
-Choć.-pociągnął mnie na balkon. Był duży i połączony z jego. Jedyne co tam było to bujana ławka koloru białego wyłożona Białym wyglądający na miękki ,materacem. Poparłam się o barierkę i spojrzałam w wręcz czarne niebo z migoczącymi lampkami. Obok mnie ,to samo zrobił mój idol.
-Wiesz ,ze jesteś bohaterem?-sama nie wiem czemu to powiedziałam.
-Niby czemu? Zrobiłem tylko to co chciałem i zabrałem to co chciałem.-oparłam głowę o jego ramię.
-Co chciałeś zrobić i co zabrałeś?-domyślałam się ,ale wolałam się upewnić.
-Chciałem ci pomóc. Znienawidziłbym siebie ,gdyby coś ci się stało. A zabrałem ciebie. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.-poczułam jak się rumienie.-I dostarczasz mi rozrywki ,bo gdybym cię nie spotkał pewnie siedziałbym z Chrisem i się nudził.-zaśmiałam się.
-Sama nie wiedziałam ,że potrafię zrobić tyle zamieszania.-jus przytulił mnie od tyło i położył brodę na mojej głowie. Pewnie jak ktoś by nas zobaczył pomyślałby ,że jesteśmy zakochaną parą. Kocham Justina ,ale nie w ten sposób. Kocham go za to ,że jest ty przy mnie pomaga mi i jest moim przyjacielem. Tą piękną chwilę przerwał blask flesza.
-Przepraszam.-puścił mnie i poszedł do środka swojego pokoju.
-Poczekaj.-złapałam go za rękę.-Nic się nie stało to tylko zdjęcie.
-Nie to jest ,aż zdjęcie teraz będziesz w jakiś gazetach na pierwszych stronach z nagłówkiem „Nowa zdobycz Justina” i to wszystko przeze mnie.-chciałam za nim pójść ,ale zamkną drzwi balkonowe przed moim nosem. Co się właśnie stało? Poszłam do pokoju. Rozpakowałam rzeczy i poszłam pod prysznic zabierając ze sobą piżamę. Weszłam do kabiny w łazience ,która byłą w ów pokoju. Ciepłe krople spadły na moje ciało i pociętą rękę. Zaczęło piec. Syknęłam ,ale postanowiłam zignorować ból. Nałożyłam na głowę mój ukochany szampon jabłkowy i zaczęłam go wmasowywać. Ciało pokryłam również jabłkowym żelem. Spłukałam pianę i wyszłam z kabiny. Ubrałam piżamę (dres i czarna bokserka) i umyłam zęby. Wyszłam z pomieszczenia i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na moje spodnie które miałam dzisiaj na sobie. Z ich kieszeni wystawała żyletka ,której dzisiaj użyłam. Podeszłam i chwyciłam ją w dwa palce. Udałam się na balkon w nadziei ,że nie będzie tam Justina moje wymagania zostały spełnione. Usiadłam na ławce i spojrzałam na moją rękę.
Myślałam ,ze te wszystkie przykrości spełnią się za pomocą jednej osoby. Byłam naiwna. Nigdy nie pomyślałam ,że słowa „Nie to jest ,aż zdjęcie teraz będziesz w jakiś gazetach na pierwszych stronach z nagłówkiem „Nowa zdobycz Justina” i to wszystko przeze mnie.” zranią mnie bardziej niż słowa taty „Zastanawiam się po co z mamą trzymamy cię tu jeszcze jesteś tylko jednym wielkim problem.”To za dużo jak na mnie. Ta presja, jest zbyt duża . Wszystkie wspomnienia teraz trafiły we mnie ze zdwojoną siłą. Zaczęłam płakać. Dlaczego tak mi na nim zależy. Kurwa ,co on w sobie ma? Nie wiem i myślę ,że nigdy się nie dowiem. Skoro on mnie nie chcę tu ,to spełnię jego życzenie. Zniknę ,rozpłynę się, po prostu nie będzie mnie w jego życiu.

Przyłożyłam ostrze do skóry i pociągnęłam. Jeszcze raz. Deszcz zaczął padać. Zrobiłam cięcie na żyłach. Krew leciał po ręce w dwie strony ,mój płacz zamienił się w szloch. Krztusiłam się łzami. Wypuściłam żyletkę i upadłam na kolana. Schowałam twarz w dłonie. Byłam już cała mokra. Nie tylko od deszczu. Od krwi i łez. Nie wiem kiedy straciłam łączność ze światem ,zasnęłam. Nie wiem ile było ciemno ,ale bardzo długo. Ledwo otworzyłam oczy.
_________
Hejka! Jak myślicie przeżyje? No oczywiście ,ze tak za bardzo was kocham ,żeby was tak szybko zostawić głuptaski. A no i jeszcze cytat no tak. Będzie nietypowo długi :

- Dlaczego ludzie oczekują od nas byśmy byli perfekcyjni? Dlaczego wszyscy czekają na to by powinęła nam się noga? - Spytałam zdmuchując ogień. - Masz czasem tak, że nie wiesz co się dzieje wokół ciebie... nie masz pojęcia kim jesteś i do czego dążysz... myślisz dokąd pójść a okazuje się, że nie masz do czego wracać... że jesteś sam i nikt nie może ci pomóc, toniesz w swoich pragnieniach i namiętnościach... - Odpaliłam ponownie zapalniczkę. - bo widzisz z moim życiem jest tak jak z tym płomykiem. Ten płomyk spotyka na swojej drodze przeciwności losu takie jak wiatr. - Zdmuchnęłam ogień i zamknęłam oczy by wczuć się w chwilę i swoje własne słowa. - Wiesz jak to jest kiedy nic nie daje ci spokoju, kiedy życie umknie ci między palcami... kiedy nie wiesz co masz ze sobą zrobić, ty po prostu nie dajesz rady się podnieść, nie dajesz rady zapalić tego płomienia ponownie, twoje złamane serce nie zostanie posklejane, czujesz się słaby... - Pogładziłam się po nadgarstku.- niepotrzebny... - Wróć do momentu w którym wiatr zdmuchnął ci płomień... nie musisz być nikim wielkim by rozpalić go w swoim sercu ponownie... wystarczy, że zdobędziesz kogoś wyjątkowego... - Chłopak chwycił mnie za dłoń w której trzymałam zapalniczkę. Przesunął mój palec na przycisk do odpalania i położył na moim kciuku swój palec. - Jeśli masz kogoś, kto ci pomoże, kogoś kto cię potrzebuje tak samo jak ty potrzebujesz jego... - Przycisnął mój palec przez który zapalniczka znów zapłonęła. - Twój płomień zabłyśnie, ten płomyczek to rodzaj nadziei, która czasem gdzieś nam umyka w życiu codziennym... - Zdmuchnął. - ale ty sobie o niej przypomnisz, ty dasz radę... tylko musisz uważać na to komu ufasz i komu powierzasz zapałki... - Kiedy zapalniczka rozbłysnęła ujrzałam jego twarz jeszcze bliżej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz