środa, 5 listopada 2014

Rozdział 5.

-Ja-głos mi się łamał.-Zniszczyłam ci życie.-trzęsłam się ,ale nie z zimna. Ze strachu. Bałam się tego co będzie.
-Co ty mówisz?-przytulił mnie do swojego torsu.-Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Nic nie zniszczyłaś. Jesteś powodem dla ,którego dalej wszystko mnie cieszy. Ko..-nie dokończył. Nie wiem jak kiedy ,ale kocham go. On zmienił wszystko. Kocham go jak Julia kochała Romeo. Kocham go nad życie..-Kocham cię.-wyszeptał.
-Ja...-wzięłam mały oddech.-Też cie kocham.-wyszeptałam. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. W oczach tańczyły mu iskierki szczęścia. Jego twarz zbliżyła się do mojej. Złączył nasze usta w cudownym pocałunku. Całowałam się pierwszy raz w życiu. To było niesamowite uczucie. Stado motylków rozpychała się w moim brzuchu.
-Mówiłem ci ,że jesteś najwspanialszą kobietą na świecie?-pokręciłam głową.-Więc mówię.-znów złączył nasze usta ,ale odważniej , nie bał się jak będzie moja reakcja. Jego pocałunek był namiętny i z pożądaniem.-Chciałabyś ze mną być?-Ja przecież ,ja nigdy nie byłam w poważnym związku , w ogóle w związku.
-Justin ja nigdy nie miałam chłopaka.-było mi wstyd. Jaka normalna 17-latka nigdy nie miała chłopaka ,no właśnie normalna.
-Zawsze musi być ten pierwszy raz.-pocałował mnie.-To jak.-pogłaskał mnie po policzku ręką. Przytuliłam go.
-Chcę być twoją dziewczyną.-wyszeptał mi do ucha „kocham cię.
-A co do twoich urodzin...-wstał i podał mi rękę.-Choć czeka nas długa droga. Nie zaprzeczałam. Kazał mi się ładnie i elegancko ubrać. Gdzie może mnie zabrać? Włożyłam daną mi przez Justina sukienkę i buty ,dołożyłam biżuterie i nałożyłam makijaż. Byłam gotowa. Justin był na dole wyglądał nieziemsko.
-Ślicznie wyglądasz.-okręcił mnie wokół własnej osi,
-Dziękuję.-zaśmiałam się.-Jak to możliwe ,że przy tobie zawsze się uśmiechem.-uśmiechną się cwaniacko.
-Taki mój urok ,nic nie zrobisz.-przysunął mnie i pocałował czułam na sobie wzrok Sary. Zarumieniałam się.-Rumienisz się.-pocałował mnie w nos.
-No ,no Sam będziesz mi potem opowiadać.-spuściłam głowę w dół i wyszłam z Justinem z domu.
-Ej, nie wstydź się.-podniósł mój podbródek i byłam zmuszona spojrzeć mu w oczy. -Jesteś moja i mam prawo cię całować.-i znów to zrobił odwzajemniłam pocałunek.
-A gdzie .tak właściwie idziemy?-co ja myślałam ,że mi powie?
-Niespodzianka.-wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Droga mijała w ciszy. Ale nie była to niezręczna cisza. Wiedzieliśmy ,że jesteśmy szczęśliwi. Dopełnialiśmy się ,jak dwa zagubione elementy układanki. Ale czy ta miłość przetrwa? Przecież ona ma trasy koncertowe ,wywiady i inne gale. Co ja sobie myślałam ,że ta miłość przetrwa? Jestem taka głupia. Nie powiem mu tego teraz ,bo tyle się na starał przy tych urodzinach. Jeżeli złamię mu serce? Znienawidzi mnie? Już nigdy nie zobaczę jego uśmiechu, nie usłyszę jego głosu , odwróci się ode mnie na zawsze? Czemu zawsze mam pytania, na które nie znam odpowiedzi? Świat jest taki.. Auuah! Przecież sam dobrze wiedział w co się pakujemy ,co nie?! Super gadam ze sobą w myślach lepiej już nie będzie. Moje jakże ciekawe i interesujące myśli ,przerwało zatrzymanie samochodu. Justin otworzył mi drzwi. Za jego pomocą wysiadłam z niego. Rozejrzałam się. Byłą to bardzo droga restauracja. Jej ściany były białe, obrazy na suficie , obite skórą krzesła ,piękne zasłony. W oku zakręciła mi się łza ,lecz nie pozwoliłam jej uciec. Jus chwycił mnie za rękę, splatając nasze palce i poszliśmy do środka. Nie powiem, dziwnie czułam się z myślą ,że mam chłopaka. To takie ,nowe uczucie. Z jednej strony jestem szczęśliwa , zakochana ,a z drugiej boje się tego ,co się może stać kłótnie , rozstania ,zerwania ,a jak to mnie przerośnie? Usiedliśmy przy stoliku. Justin odsunął mi krzesło. Trochę się krępowałam ,bo za oknem paparazzi robili nam zdjęcia ,a co najlepsze Justin nie zwracał na nich najmniejszej uwagi ,więc postarałam się też wyluzować. Zjedliśmy i rozmawialiśmy na przeróżne tematy ,co jakiś czas śmialiśmy się z tego jak zaczęła się nasza znajomość. Kiedy Justin zszedł na niemiły temat.
-Chciałabyś wyjaśnić wszystkim czemu się wyprowadziłaś?-jak wszystkim, chyba nie chciał ,nie...
-Oczywiście ,że chciałabym to wyjaśnić ,ale boję się ,że będzie jeszcze gorzej.-chwycił mnie za rękę.
-Choć, idziemy.-wiedziałam ,że nie wygram ,więc poszłam z nim po „dobroci”. Jechaliśmy ,a Justin wyglądał jakby zastanawiał się nad czymś bardzo ważnym.
-Coś cię gryzie?-niepewnie dotknęłam jego dłoni.
-Zastanawiam się czy się nie obrazisz ,bo wiem ,że dobrze robię ,ale nie wiem, czy ty tego chcesz.-WTF?
-To wytłumacz mi gdzie jedziemy.-powiedziałam prosto. No ,bo jest łatwiejsze wytłumaczenie?
-Nie mogę ,bo wtedy się nie zgodzisz.-wzruszył ramionami.
-Justin!-lekko się uniosłam. Zatrzymaliśmy się przed wielkim wieżowcem. Nachylił się i delikatnie musnął moje usta.
-Obiecuję ,że to dla twojego dobra.-wyszeptał ,a ja nadąsana wyszłam z samochodu. Nigdy się nie obrażam ,ale teraz mnie wkurzył. No kurwa.-Ej. Obraziłaś się? Nie gadaj nie wiedziałem ,że jesteś taką dąsającą się dziewczynką. -Niebezpiecznie blisko się przybliżył. Przytulił mnie od tyłu.-Choć.-wywróciłam oczami i westchnęłam.-Wiedziałem ,ze się zgodzisz.-poszliśmy do środka. Kiedy tam weszłam od razu chciałam wyjść. To było studio Ellen ,ale najgorsze było dopchniecie się tu. Masakra ,te paparazzi muszą mieć naprawdę dobrze płacone bo jeden na siłę podciągał mi rękaw. Już miałam się cofać ,ale mój kochany chłopak (boże jak to dziwnie brzmi) przyciągnął mnie z powrotem.
-Justin co ty kombinujesz?-wyszeptałam ze strachem.
-Wytłumaczysz przy Ellen jak naprawdę było i tyle ,nie karze mówić ci jakiś szczegółów ,czy coś tak ogólnie.-ogólnie jak już tu jestem, to pojadę na całości.
-Zniszczę go.-wyszeptałam ,ale to usłyszała. Złapał moją dłoń.
-Nie rób nic, czego potem będziesz żałować.-uśmiechnęłam się. To miłe ,że tak się o mnie troszczy. Siedziałam za kulisami ,a Jus właśnie został zawołany przez Ellen. Wywiad się zaczął.
-Witaj Jus, trochę czasu minęło od ostatniego spotkania.-uścisnęli swoje dłonie.
-Tak zgadzam się.-usiadł na swoim miejscu.
-No więc zacznę od pytania ,na które czeka tłum fanek?-jego oczy zalśniły szczęściem na słowo „fanek”. Na pewno bardzo je kocha.-Kiedy wychodzi nowa płyta?
-Nowa płyta? Tak? Więc jestem w trakcie nagrywania. Myślę ,ze już nie długo.-widownia zaczęła klaskać.
-No dobrze. A jakieś nowe miłostki. Czy nasz Justin Bieber ma swoją drugą połówkę?
-Tak, jest taka osoba. Bardzo ją kocham i chcę z nią zostać do śmierci. Bardzo dużo przeżyliśmy mimo ,że jesteśmy parą w sumie? To ,aż głupio zabrzmi ,od dziś. Spytałem się jej o to przez wyjściem na jej urodziny.-oblizał usta. Był zadowolony ze swojej odpowiedzi.
-Romantycznie. Czy twoja dziewczyna to nijaka Samanta Collins?-Jus spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Pokiwałam głową na znak ,że może powiedzieć.
-Tak jest moją dziewczyną i zabójczo ją kocham.-matko czy on właśnie wyznał mi miłość przed kamerami?
-Skoro jesteśmy już w jej temacie. O ,co chodzi z jej wprowadzeniem do ciebie? Czy to prawda ,że namówiłeś ją do tego?-westchnął.
-Czy miałabyś coś przeciwko ,jakby sama to wyjaśniła ,teraz?-Ellen wydawała się być niezmiernie szczęśliwa.
-Oczywiście ,że nie.-machnęła ręką i jakiś pan wjechał z fotelem.-Prosimy Cię Samanta.-nogi się pode mną uginały. Wzięłam głęboki oddech i poszłam przed siebie. Podałam rękę Ellen i usiadłam obok Justina na fotelu. Złapał moją dłoń i głaskał ją dodając mi otuchy ,co było mi w tej chwili bardzo potrzebne. Czułam te wszystkie paty oczu skierowane na mnie. Denerwowałam się i to bardzo.-Więc co wydarzyło się tego dnia kiedy wprowadziłaś się do Justina?-spojrzałam na niego.
-Mój ojciec.-złapałam oddech.-Jeżeli powinnam go tak nazywać. Zawsze mnie nienawidził. Justin nie miał nic wspólnego z odejściem do rodziny. Po wyjść ze szpitala gdzie zabrał mnie Justin nie miałam gdzie pójść więc zaproponował mi pomoc i to tyle.-miałam nadzieję ,że nie zada mi innych trudnych dla mnie pytań.
-Rozumiem. A powiesz nam czemu byłaś w szpitalu.-chciałam go wsypać powiedzieć jakim jest dupkiem ,ale bałam się ,mimo wszystko bałam się go.-Jeżeli nie chcesz nie musisz mówić.-dodała widząc moją minę (matko zaraz umrę).
-Powiem-powiedział szybko. Ellen kiwnęła głową na znak ,ze mam mówić.-On zawsze mnie wyzywał. Nienawidził mnie od kiedy pamiętam. Moja mama jest alkoholiczką. Tego dnia rano szłam do szkoły ,a on powiedział mi..-łza spłynęła mi policzku ,a jus gładził moja dłoń niezwykle delikatnie.-Powiedział mi ,że jestem niepotrzebna ,że nie wie po co mnie trzyma. Trafiłam do szpitala ,bo nie wytrzymałam dopuściłam się samo okaleczania.-ocierałam łzy ,ale one i tak spływały Ellen położyła rękę na moim ramieniu i podeszła do mnie. Jakiś facet przyniósł chusteczki. Trochę się uspokoiłam. Nie wiem czy dobrze powiedziałam. Czy dobrze zrobiłam mówiąc to. Wtuliłam się w Justina. Już nie płakałam.
-Dobrze ,może teraz jakieś milszy temat?-zgodziliśmy się dalej padały same miłe tematy. Te pół godzinki minęły bardzo szybko. Rozluźniłam się. Zapomniałam o tych wszystkich kamerach. Wstaliśmy Jus objął mnie w pasie i poszliśmy za kulisy. Ku mojemu zdziwieniu fanki na widownie nie były nastawione do mnie negatywnie ,a wręcz przeciwnie.
-Trzymasz się?-mój chłopak pogłaskał mnie po policzku.
-Tak. Potem zrobiło się miło i rozluźniłam się lekko.-przytuliliśmy się.
-Mam jeszcze jeden prezent.-słucham? Zaraz zachód słońca co on jeszcze wymyślił?
-Co?-pocałował mnie przelotnie ,a potem chwycił mnie i pociągnął do samochodu. Pojechaliśmy do jego domu. Kazał mi włożyć coś wygodnego. Związałam włosy w wysokiego kucyka ,wsunęłam na siebie leginsy i koszulkę z napisem Believe. Poprawiłam makijaż i wyszłam. Justin już przebrany siedział w kuchni i rozmawiał z Sarą. Wiem ,że to niegrzeczne ,ale postanowiłam podsłuchać.
-Nie wiem czy to nie jest za wcześnie.-Jus podrapał się po karku. Wyglądał Tak nieziemsko. Czarne rurki , biały t-shirt ,a na to koszula w kratę bez rękawów.
-Myślę ,że się ucieszy ,ale poczekaj jeszcze z 2 tygodnie zanim jej powiesz.-wróciła do gotowania ,a ja zeszłam na dół udając ,że nic nie wiem. Ciekawość zżerała mnie od środka.
-Część.-powiedziałam niepewnie.
-Witam skarbie.-wstał i pocałował mój policzek. Znów się rumieniłam ,ile można?
-Słodko si w różowym.-wyszeptał mi do ucha. Dobrze wiedział ,że jak to zrobi ,będę jak burak.
-Przestań. Robisz to specjalnie.-uderzyłam go w ramie. Wyszliśmy przed dom.
-Co robię?-udawał głupka.
-Zawstydzasz mnie.-wymamrotałam i znów się rumieniłam.
-Ja?-udawał oburzonego.-A tak poważnie. Kocham cię i nie wytrzymałbym bez twoich rumieńców.-Boże! Niech on przestanie.
-Wkurzasz mnie.-wsiadłam do samochodu ,a Jus się zaśmiał pod nosem. Otworzył mi drzwi. Usiadłam zła na fotelu. Mam chyba jakiś dzień obrażania.
-chyba się nie gniewasz?-położył rękę na moje kolano ,a drugą kierował. Pokręciłam głową.
-Jestem tylko trochę zdenerwowana.-odwróciłam głowę w stronę szyby.-Justin?
-Hm?-głaskał moje udo ,co mnie lekko rozpraszało.
-Masz na mnie zły wpływ.-powiedziałam stanowczo. Zaśmiał się.
-Ja?-pokręcił głową-Niby czemu?-chichotał.
-Nigdy się nie obrażałam i nie miałam humorków.-powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Przepraszam?-zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
Wyszliśmy z auta. Był to las. Kamienna dróżka prowadziła w głąb niego. Oświetlona była świeczkami ustawionymi po obu stronach. Szłam pierwsza. Doszliśmy do okrągłego stolika z płatkami róż , świeczkami i szampanem. Było cudownie.
-Proszę.-Jus odsunął mi krzesło. Czułam się jak księżniczka. Już nie pamiętam kiedy myślałam o odebraniu sobie życia. Siedzieliśmy popijając białego szampana i zajadając przekąski. Atmosfera była cudowna. Byliśmy tam jakieś dwie godziny. Przyszedł czas na powrót do domu. Zobaczyłam przez okno ,że Sara z kimś rozmawia.
-Jus? Kto jest w twoim domu?-żeby tylko nie ktoś ,kto mnie nie lubi.
-Na pewno twoja siostra bo za..-spojrzał na telefon.-5 min macie spotkanie. Tak to dziś i pewnie mój kolega. Wiesz nie chciałem siedzieć sam kiedy ty będziesz tam sobie plotkować ,wesz.-odetchnęłam ,ale nie do końca z ulgą ,bo miałam wszystko wytłumaczyć siostrze.
Aha.-powiedziałam z uśmiechem ,lekko sztucznym ,bo się stresowałam. Weszliśmy do środka. Stałam jak wryta był tam Maks. To on najbardziej dręczy mnie w szkole. Spojrzałam spanikowana na Justina.
-Co się stało kochanie?-opanowałam się.
-Nic ,to ja idę Cat do mojego pokoju.-zamierzałam postawić pierwszy krok ,ale odezwał się Maks.

-Siema Justin!-przybił z nim piątkę. Po czym zmierzył nie wzrokiem.-Czyli to prawda ,że zadajesz się tą pokraką.-splunął.  
___________
Witam ozięble! Czy moim ukochanym czytelnikom podoba cię nowy wpis? Jeżeli coś jest nie tak to proszę pisać. A no i cytat:

Czy miałeś kiedyś problem z samym sobą? Czy nikt tego nie rozumiał? Nie jesteś jedynym, spoko. Nikt nie może cię zrozumieć ,bo wmawia sobie ,ze życie jest piękne. Tak nie jest. Bóg dał nam życie ,ale w zamian kazał nam cierpieć. Ten świat jest fałszywy i nie ma już prawdy.

wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 4.

Ledwo otworzyłam oczy. Wszędzie było biało. Wstałam z śnieżno białej podłogi i ruszyłam niepewnym krokiem przed siebie. Spojrzałam na swoją dłoń nic na niej nie było. Uznałam ,że to się wyjaśni. Zatrzymałam się przed małymi drzwiczkami. Otworzyłam je. Weszłam na czworaka do środka. Byłam w pokoju Justina.
-Justin!-krzyknęłam.
-On cię nie słyszy.-za mną stał czarnoskóry mężczyzna w białym garniturze. Najbardziej dziwne było to ,że jest aniołem.
-Jak to? Kim jesteś?-oderwałam wzrok od Justina.
-Jestem twoim aniołem stróżem. Jesteś pomiędzy śmiercią ,a życiem. Chcę ci pokazać co się stało, patrz. On cierpi ,bo nie chce cię skrzywdzić.-spojrzałam na Justina miał twarz w dłoniach i i czy on płakał?
-Czy on mnie słyszy albo widzi?-tak to dobre pytanie.
-Nie, jedynie może wyczuć twoją obecność.-pokiwałam głową kucnęłam przed łóżkiem Justina i spojrzałam na jego twarz ,on płakał. Jeszcze nigdy nie wiedziałam płaczącego chłopaka. Zrobiło mi się miło mu naprawdę na mnie zależy.
-Czemu on płacze?-zwróciłam się do anioła.
-Boi się ,że cię stracił, swoim zachowaniem. Zastanawia się jak to naprawić i czy to możliwe.-Skierowałam wzrok na mojego przyjaciela. On wstał i poszedł do drzwi balkonowych. Poszłam za nim. Stanął i patrzył jak wryty na moje ciało. Ja też nie mogłam w ,to uwierzyć. Podbiegł i upadł na kolana przy mnie.
-Przepraszam!-wykrzyczał płacząc.-To moja wina.-był roztrzęsiony.-Co ja zrobiłem!-wstał i podniósł moje ciało. Pobiegłam za nim. Zszedł ze schodów prawie się przewracając. -Sara otwórz samochód!-nakazał wciąż płakał. Kiedy kobieta na nas spojrzała nic nie mówiła chwyciła klucze z blatu i wybiegła. Podążyłam za nimi. Justin kazał kobiecie kierować wsiadła jechaliśmy w stronę szpitala. Justin zdjął koszulkę ,rozdarł i mocno obwiązał mi rękę. Jechaliśmy szybko ,mój „anioł” siedział i po prostu patrzył. Jak tak można? Dojechaliśmy na miejsce Justin jak poparzony wystrzelił z wozu i wziął mnie na ręce. Pobiegł do recepcji uważając na mnie. Jacyś ludzie zawieźli mnie do sali. Położyli mnie na łóżku i rozpoczęli masaż serca. Justin krzyczał i wyrywał się ochroniarzom.
-Pomóżcie jej!Ona nie może umrzeć!-płakał. To nie było nie męskie ,bo sprawa zagrażała mojemu życiu.-Tracimy ją!-powiedział jakiś lekarz. Justin wyrwał się i nachylił się nade mną. -Kocham cię.-dławił się łzami.
-Zrób coś ,ja go kocham nie chcę już umierać. Kocham życie, on wszystko zmienił kocham te pieprzone życie! Tylko kurwa przywróć mnie do życia!-W jednej chwili wszystko się rozpadło a ja wpadła do wielkiej dziury. Leciałam i leciałam. Zamknęłam oczy i otworzyłam ,tylko poczułam ,ze leżę na łóżku wszystko było nie wrażenie ,a ja nic nie słyszałam. Obraz i słuch zaczął się wyostrzać. Spojrzałam na Justina ,który stał pochylony nade mną i patrzył na mnie z uśmiechem.
-Justin?-chciałam się upewnić ,ze to nie jest znów jakiś wymysł mojego anioła.-Co się dzieje?-rozejrzałam się wszystko było tak jak pokazał mi czarnoskóry.
-Już dobrze.-pogłaskał mnie po policzku. Nie zauważyłam zamieszania wokół nas lekarze patrzyli ze zdziwieniem w jakim dobrym stanie jest i ,że się obudziłam. Zaczęli ciągnąć Justina do wyjścia.
-Nie proszę! Justin!-krzyczałam. Kiedy mnie puścił momentalnie osłabłam.
-Serce zwalnia!-krzyknął lekarz.-Justin wyrwał się i chwycił moją dłoń.-To nie możliwe!-krzykną.-Nie wiem jak to działa ,ale ratujesz jej życie.-zwrócił się do Justina. Zrobili mi różne badania Justin cały czas gdzieś tam stał. Uśmiechał się do mnie i czasem wyglądał jakby zastanawiał się ,czy to prawda. Po wszystkim mogłam iść do domu. Ciekawe jak teraz będzie wyglądać moja relacja z Justinem. Bo w końcu on nie wie ,że ja słyszałam te słowa „kocham cie” myślę ,ze nie chodziło mu o takie kochanie. Znamy się jakieś dwa dni (tak jest nowy dzień trochę się działo). Postanowiłam ,ze zostawię te myśli na później. Wstałam i podeszłam do Justina ,który czekał w holu. Uśmiechną się ,a mi zrobiło się milej na sercu. Lecz zaraz to znikło.
-Co się stało?-przytulił mnie.
-Nikt mnie nie odwiedził prawda?-byłam tego pewna no bo kto miałby to zrobić.
-Odwiedził.-powiedział.-Raz była twoja siostra ,ale pojechał z Sarą domu i czekają na ciebie.-no tego to się nie spodziewałam.-I była jakaś Lili Room?-zakrztusiłam się powietrzem.-Mówiła ,że jest idiotką i musi z tobą porozmawiać.-Niby o czym kurwa.
-Co jej powiedziałeś?-spytałam z nadzieją ,że „idź sobie” ,ale on nie może być egoistycznym dupkiem.
-Że teraz nie możesz z nią rozmawiać i ,żeby skontaktowała się z tobą później.-podrapał się po karku.-Znasz ją?-coś go gryzło i wycisnę to z niego.
-Nie wiem co zrobiłeś,ale nie chcę o niej rozmawiać możemy wracać do domu​​?-skiną niepewnie głową. Jutro są moje urodziny jedyny kontakt jaki miałam z Lili był w urodziny wysyłała mi kartki z załączonymi przeprosinami. Nigdy nie odpisałam ,chowałam je do pudełka z pamiątkami z naszej przyjaźni. Jechaliśmy w ciszy. Nikt się nie odzywał. Jakbyśmy bali się ,że jedno słowo zniszczy wszystko ,co udało nam się ułożyć. Ale ta cisza już mnie denerwowała.
-Dlaczego wróciłaś? Przecież byłaś już martwa?-no tego to się nie spodziewałam.
-Powiem ci ,ale i tak nie uwierzysz.-skinął głową-Znalazłam się w wielkim niekończącym się białym pomieszczenie ,szłam szukając jakiegoś wyjścia. Natknęłam się na malutkie drzwi ,przez które przeszłam. Znalazłam się w twoim pokoju. Ale nie byliśmy tam sami .był tam nijaki „anioł stróż”. Pokazał mi ,co się działo po twoim wyjściu z balkonu. Najpierw płakałeś ,potem mnie znalazłeś ,a potem zabrałeś mnie do szpitala. W samochodzie owinąłeś moją rękę koszulką. Później stałam z nim i patrzyłam jak umieram i ty krzyczałeś ,wyrywałeś się ,kiedy tak na mnie patrzyłeś coś we mnie pękło nie chciałam umierać. Mój anioł pozwolił mi wrócić i dlatego jestem.-Nie wyglądał na zdziwionego.
-Nie wiem czemu ale wydaje mi się to prawdą, w końcu każdy zasługuje na drugą szansę ,więc Bóg ci ją dał.-spuścił głowę.-Słyszałaś co mówiłem?-czy chodzi mu „Kocham cię”?
-Wszystko.-powiedziałam ,krótko.
-Ja wiem ,że nie czujesz tego samego dlatego przepraszam ,że to słyszałaś. Nie chcę ,żeby nasze relacje stały się inne.-uśmiechnęłam się. Ktoś mnie kocha. Kocha mnie mój idol. Ja nie wiem co do niego czuję nie wiem czy go kocham ,wiem tylko tyle ,że jest dla mnie bardzo ważny. Poza tym nie da się zakochać w dwa pieprzone dni.
-Wiesz jesteś dla mnie w tej chwili najważniejszą osobą.-położyłam dłoń na jego.-Tylko nie wiem ,co do ciebie czuję. Wiem ,że darzę cię czymś ,wyjątkowym. Nie mam pojęcia czy to miłość.-Jego oczy momentalnie posmutniały. -Justin?-odważył się na mnie spojrzeć.-Mogę cię zapewnić ,ze to nie jest miłość tylko chwilowe zauroczenie. To minie. A my przecież możemy zostać przyjaciółmi. Tak?-Nie odzywał się jechał dalej ze smutkiem w oczach. Czy to możliwe ,aby on naprawdę kochał mnie. Naiwną ,głupią , żyletę. Jechaliśmy już dobre pół godziny. Myśli plątały mi się w głowie z prędkością światła.-Justin ,proszę mów coś. Nie chcę cię stracić przez jakieś głupie dwa słowa przez jebane „kocham cię” ,bo to nie jest prawda!-mój szept zamienił się w krzyk.
-Ty kurwa nie rozumiesz ,że cię kocham zatrzymał się i wyszedł z samochodu zgarniając paczkę papierosów. Co ja zrobiłam mogę teraz stracić jedyna bliską mi osobę. Wyciągnęłam swojego elektryka i zaciągnęłam się smakiem jabłka. Kurwa, trzeba by to naprawić. Dałam słowo aniołowi ,że chcę żyć nie mogę tego spierdolić. Wyszłam z auta. Justin właśnie uderzał pięścią w ścianę. Jeden , drugi ,trzeci.
-Przestań!-krzyknęłam.
-Niby kurwa czemu!?-oparł się rękoma o mur.
-Bo jak boli ciebie, to boli mnie.-wyszeptałam. Stał tak chwilę i podszedł do mnie.
-Przepraszam ,nie powinienem tak wybuchać. To nie twoja wina.-chciał mnie przytulić.
-Nie to wszystko maja wina. Gdybym tam wtedy nie siedziała na tej pieprzonej ławce nic by się nie stało!-poczułam jak upadam i tracę przytomność. Pewnie przyczyna było taka ,że nie spałam dwa dni nie licząc mojego omdlenia na balkonie. Pogrążyłam się w śnie słyszałam tylko krzyki Justina po prostu zasnęłam.
Stałam i widziałam jak Justin wykrwawia się na parkingu. Ludzie przechodzili i nic nie robili. Paparazzi stały i robiły zdjęcia. Krzyczałam ,ale nic nie robili. Klękłam obok Justina ,ale on już nie oddychał miał zimne spojrzenie ,takie nieobecne. Był martwy. Z jego kiszeni wystawała karteczka ,dławiąc się łzami, wyciągnęłam ją. A pisało tam „ Kochana Sam. Chcę abyś wiedziała ,że ze względu na to czy żyję czy nie, będę cię kochać nie mogłem ,znieść tej myśli ,że nie odwzajemniasz moich uczuć. Na zawsze twój Justin”
Otworzyłam oczy płakałam. Mój oddech był nie równy. Byłam zalana zimnym potem. Rozejrzałam się po pokoju nikogo nie było. Był to mój pokój.”Justin” wyszeptałam. Mój płacz zamienił się w szloch.
-Sam wszystko w porządku?-podszedł do mnie.-Czemu płaczesz.-przytulił mnie.
-Nie zostawiaj mnie. Choćbym nie wiem co ci zrobiła ,nie zostawiaj mnie.-wypłakiwałam się w jego koszulkę.
-Nie zostawię cię. Nie mógłbym.-pocałował mnie w czoło. Siedzieliśmy tak z dobre 15 minut. Zdążyłam się uspokoić.-Jesteś głodna Sara robi obiad?-Obiad? Która godzina?
-Jak długo spałam?
-Byłaś tak wykończona ,że zasnęłaś na ulicy i spałaś.-spojrzał na telefon.-Jakieś, 10 godzin.
-Matko.-uderzyłam się w głowę z otwartej reki.
-Jest jeszcze coś.-podrapał się po karku i podał mi jakąś gazetę. Były tam zdjęcia jak stoimy na balkonie. Jak wnosi mnie do szpitala. Kiedy kłóciliśmy się wczoraj wieczorem.-Przepraszam ,że cię w to wciągnąłem.-Zobaczyłam kolejną stronę „Nijaka Samanta Collins nowa ,dziewczyna Justina ma problemy z sobą i w wielokrotnie próbowała odebrać sobie życie”-Przepraszam nie wiem skąd wiedzieli. Jeżeli mnie nienawidzisz to zrozumiem to.
-Nic się przecież nie stało.-uśmiechnęłam się.-A co do obiadu coś ładnie pachnie.-udawałam rozmarzoną ,a on się zaśmiał.
-Sara zrobiła naleśniki!-krzyknął uradowany. Wypełzłam z łóżka i chwyciłam jakieś spodenki i koszulkę. Wskoczyłam szczęśliwa do toalety. Może to dziwne ,ale naleśniki poprawiły mi humor. Zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Po mojej skórze spływały krople. Przyglądałam się im. Były jak dwaj ludzie szukający drogi do szczęścia. Kiedy jedna kropla spadła ,druga zwolniła i nie zleciała. Tak to w życiu jest jednym się udaje ,drugim nie. Ale możliwe jest ,że nigdy nie znajdziemy swojego miejsca i znikniemy ,nie osiągając niczego. Nalałam na rękę szampon i wmasowywałam go we włosy. Umyłam dokładnie ciało. Moja ręka nadal bolała ,ale ignorowałam to. Moje nowe postanowienie (postarać się nie okaleczać i nie popaść w depresję). Ubrałam uszykowane ciuchy. Usiadłam przy toaletce w pokoju (wcześniej jej nie było. Dziwne.) Nałożyłam delikatny makijaż i byłam gotowa. Idąc na dół poczułam piękny zapach. Usiadłam zresztą przy stole.
-Dzień dobry Saro.-miałam wyjątkowo dobry humor.
-Witaj ,śpiąca królewno.-zachowywała się jak moja mama ,co mnie rozśmieszyło.
-Masz dzisiaj jakieś plany poza spotkaniem się z Cat.-Cat przecież miała tu być wieczorem i czekać na mnie.-Spokojnie posiedziała chwilę wieczorem przy tobie i poszła.-skwitował z uśmiechem.
-Nie mam ,a co?-pokiwał głowa.
-Jak to co? Masz urodziny!-wykrzyczał. Śmiałyśmy się z niego z Sarą.
-To co? Spędzę je jak każde inne ,nic nie robiąc.-wzruszyłam ramionami.
-Mieszkasz pod moim dachem i tu panują moje zasady.-pomachał ostrzegawczo palcem. Zachichotałam i pokiwałam ze zgodą głową.-No więc lubisz imprezy.-Nie, tylko nie to ,tylko nie imprezy. Pokręciłam głową.
-Uf ,to dobrze ,bo przygotowałem kompletnie co innego.-odetchnęłam z ulgą. Zjedliśmy obiad i usiedliśmy na kanapie w salonie włączając telewizję. Leciał jakiś program plotkarski było tam moje zdjęcie z zakreśloną w kółko moja ręką. Justin chciał wyłączyć telewizję,ale go powstrzymałam.
-Nastoletnia Samanta Collins wyprowadziła się z rodzinnego domu wprowadzając się do jednej z największych gwiazd dzisiaj muzyki. Plotki głoszą ,że uciekła od ojca ,który w tym momencie przeżywa ciężki okres. Podobno Justin groził mu i namówił Sam do wyprowadzenia się. Zobaczmy co do powiedzenia ma jej ojciec.
-Ta niewdzięcznica zabrała rzeczy i po prostu zostawiła mnie samego. Nie wiem co jej zrobiłem ,ale mnie nienawidzi. Jeżeli to oglądasz mam nadzieję ,że wrócisz do domu.-to był koniec jego przemowy.
-Przepraszam!-wypłakałam i pobiegłam do pokoju. Usiadłam na parapecie i płakałam. Co ja zrobiłam? Zjebałam mu cala karierę. Zniszczyłam mu całe życie. Nienawidzi mnie, na pewno nie chce mnie znać. Mój ojciec go oczernił , na oczach całego świata. Nie chciałam się pociąć, nie chciałam go stracić. Ale czy go odzyskam? Czy mam prawo tu jeszcze przebywać? Miałam tyle pytań i żadnej ,znaczącej odpowiedzi. Ciche pukanie do drewnianych , białych drzwi rozległo się po całym pokoju.
-Proszę.-wyszeptałam bezdźwięcznie.
-Cześć.-Justin wszedł i delikatnie zamkną drzwi.

-Ja-głos mi się łamał.-Zniszczyłam ci życie.-trzęsłam się ,ale nie z zimna. Ze strachu. Bałam się tego co będzie.
______
Cześć! ohohoho to się porobiło. Myślicie ,ze Justin naprawdę ją kocha czy to tylko zauroczenie? Piszcie. Nie mam nic znaczącego do powiedzenia ,więc cytat :

Nazwano cię kiedyś nienormalną? Inną? Dziwną? Naśmiewano się z ciebie? Tylko dlatego ,że jesteś belieberką? Tak ,nam to uczucie. Nie jesteś jedyną która tak ma. Sądzę ,że każda Belieberka przez takie coś przechodzi. Ludzie nigdy nie zrozumieją tego ,jak bardzo kochasz Justina. Czasami masz ochotę im wykrzyczeć wszystko w twarz, ale boisz ,że jeszcze bardziej będą się z Ciebie naśmiewać. Gdy słyszysz ,że ktoś obraża Justina natychmiast reagujesz. Zanudzasz swoich rodziców i przyjaciół całymi dniami gadając o Justinie. Na pewno nie raz usłyszałaś:
„Nigdy nie spotkasz Justina”
„On nawet nie wie ,że istniejesz”
„Jak można go lubić?”
„Po co jesteś jego fanką, skoro go nie spotkasz?”
Pytanie ,po co oddychacie ,skoro i tak umrzecie? Uciekasz od rzeczywistości i włączasz twittera. Bo tylko tam są inne, takie jak ty i tylko one Cię rozumieją ,bo przechodzą dokładnie to samo. Co dzień modlisz się do Boga tylko po to ,żeby spotkać Justina. Chociaż raz. Ten jeden, jedyny. Żeby go przytulić i powiedzieć mu o tym, jak uratował Ci życie. Zastanawiasz się czasami jakby to było jakby Scooter nie odkrył Justina? Kto wywoływałby uśmiech na twojej twarzy? Dla kogo noc byś płakała? Kto powstrzymałby Cię od samookaleczania i prób samobójstw? Kto byłby Twoim powodem do życia, do tego, że masz jeszcze marzenia ...Zanim zostawisz Justina przemyśl to. Nie wiesz jak bardzo go to boli.
„Proszę nie zabieraj mi moich Beliebers. Tylko o to proszę.”-Justin Bieber   

Rozdział 3.

Może to właśnie moja szansa na normalne życie. Wsiadałam do samochodu kiedy zobaczyłam moją siostrę podchodzącą do mnie Justina jeszcze nie było poszedł po ostatnią walizkę. Wiedziałam ,ze to dobrze nie wróży ,bo zobaczy mnie z walizkami o mokrą od łez twarzą. Od dnia z popchaniem jej nie płakałam przy nikim ,no nie licząc Justina nie było to trudne bo zawsze byłam sama. Nikt z rodziny nie wiedział o tym co dzieje się ze mną w szkole lub kiedy jestem w pokoju lub poza domem.
-Co ty robisz ,co to za samochód i czemu pakujesz do niego walizki?-dopiero ,gdy zobaczyła walizki przestała być obojętna.
-Nie martw się, już nie będę wam przeszkadzać.-powiedziałam poczułam spływającą następną porcję łez.
-Ty..ty się wyprowadzasz?-spytała o dziwo smutno i z załamaniem w głosie. Przybliżyła się i chwyciła mnie okręcając tak ,abym na nią spojrzała.-Czy ty płaczesz?-co w tym dziwnego? Matko nagle jest taka opiekuńczą siostrą. Też zaczęła płakać.-Nie możesz! Nie zostawiaj mnie z mamą! Ja nie dam rady, to ty zawsze zajmowałaś się domem ,ty mimo tego ,że nie chciałaś pomagałaś mi w lekcjach. Nie możesz mi tego zrobić słyszysz.- chwyciła moją dłoń i to był błąd zobaczyła okaleczenia z dziś ,roku przed , i nawet tygodnia temu. Jej źrenice się powiększyły.-co t..-nie było dane jej dokończyć wyrwałam rękę i podeszłam do Justina ,który wyszedł z mojego domu.
-Przepraszam może kiedyś ci wszystko wyjaśnię.-stała oniemiała wciąż płacząc. Mój kolega spojrzał na mnie spojrzeniem „Nic się nie stało? Jesteś gotowa?”.
-Możemy się spotkać i porozmawiać kiedy będziesz gotowa?-uśmiechnęłam się dosyć pewnie.
-Mam wolną całą sobotę i niedzielę postaram się wyjaśnić to co mogę.-pokiwała głową.-Gdzie?I kiedy?-Justin podniósł kartkę ,która miał w kieszeni i położył na samochodzie pisząc coś na niej. Podał kartkę Cat.
-To mój adres po jutrze cały dom jest twój będę musiał załatwić coś na twoje urodziny więc tylko proszę o nie rozniesienie domu .-To był miły gest z „wypożyczeniem” domu i tymi urodzinami. Zaraz chwila co jakimi urodzinami no tak są za dwa dni.
-Po pierwsze dziękuję jesteś najlepszy ,a po drugie jakie urodziny skąd wiesz nawet ja nie pamiętałam?-uśmiechną się i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
-Takie rzeczy się wie.-Cat zniknęła za drzwiami.-Ja wiem kiedy ty masz urodziny a ty wiesz kiedy są moje?-uśmiechnęłam się.
-Tak 1 marca co roku tego dnia z przyjaciółką wypuszczałyśmy lampion nie tylko z twojego powodu poznałyśmy się marca.-tak to były piękne dni. Jedne z najpiękniejszych.-Wiesz ,że wystarczył jeden dzień z tobą ,a moje życie zmienia się o 180'.-zaśmiał się.
-Mam nadzieję ,że rozwiązałem twoje wszystkie problemy.-tak chciałabym ,ale są jeszcze 2 tygodnie szkoły.-Coś nie tak?-chyba zobaczył moja reakcję nie chciałam mu tego mówić nie dlatego ,ze nie chciałam ,tylko nie lubiłam o tym rozmawiać.
-Nie, wszystko w porządku tylko zastanawiam się jak teraz będzie wyglądać moje życie.-westchnęłam z nadzieją ,że to łyknie.
-Mogę na sto procent zapewnić cię ,że postaram się ,aby było najlepsze jakie może być.-chciałabym ,aby to było możliwe.
-Marzenia.-wyszeptałam do siebie ,ale mój towarzysz to usłyszał powinnam zacząć gryźć się w język.
-Co masz na myśli.-położył swoją dłoń na moją prosząc ,bym powiedziała.
-Uch , muszę?-lekko się zirytowałam.
-Nie, jeżeli jestem twoim przyjacielem ,to musisz ,jeśli nie to nie.-zrobiłam złą minę bo wiedziałam ,że teraz muszę mu powiedzieć ,bo wyjdzie na to ,że nie jesteśmy przyjaciółmi.
-To nie są wszystkie moje problemy.-wyszeptałam. Jego wypełnione były współczuciem, troską i żalem.-Ja jestem wyzywana i poniżana w szkole.-powiedziałam łamiącym się szeptem. Nie lubiłam tego tematu często ludzie mówią ,że przyzwyczaili się do wyzwisk i obelg na jego temat ,ale to nie jest prawda, tego nie da się zaakceptować. Zawsze będzie cię to ranić ,coraz mocniej ,bo coraz częściej będziesz zadawać sobie to pytanie „Co ja wam zrobiłam?” i nigdy nie znajdziesz odpowiedzi.
-Zobaczysz naprawię to.-Ta ciekawe...
-Niby jak?-lekko płakałam. Otarł mi ostatnią łzę i uśmiechną się.
-Niespodzianka.-był z siebie dumny ,że doprowadził mnie do stopnia ciekawość.
Kiedy się zatrzymaliśmy ukazał mi się piękny dom ,balkon z dwoma wejściami, pewnie do dwóch różnych pokoi Na dole duża szyba i widok na kuchnie jadalnię i salon. To był najpiękniejszy dom jaki w życiu widziałam. Wszystko pięknie się komponowało ,ale nadal nie rozumiałam dlaczego mnie spotkało takie szczęście, jest dużo osób ,które mają gorzej ode mnie i nawet nie marzą o takim obrocie wydarzeń. Nadal czuję się trochę nieswojo przy Justinie ,gdyż znam go jeden dzień ,a mam z nim mieszkać. Postanowiłam sobie ,że już nie będę się tym zamartwiać i poczekam na to ,co ma się stać. Stałam tak i lustrowałam dom ,co ja gadam rezydencję . Z moich najskrytszych myśli wyrwał mnie Justin.
-Weźmiesz ostatnią torbę? Nie mam rąk przepraszam.-chyba czuł się źle z tym ,ze będę musiała coś nieść. Zaśmiałam się z niego gdyż był cały obładowany i ledwo się ruszał.
-Wiesz ,że możesz mi oddać parę rzeczy?-wciąż się śmiałam.
-Nie ,nie mogę, bo damy nie dźwigają.-teatralnie wywróciłam oczami i wyrwałam mu z rąk walizkę i torbę ,którą miałam zabrać.-Ale ty jesteś uparta.-udawał złego. Nie prowadziliśmy dalszej „kłótni” i poszliśmy do domu. To ,co mnie zdziwiło to ,to ,że drzwi były otwarte. Posłałam mu spojrzenie „mówiłeś ,ze mieszkasz sam”.
-Spokojnie wchodź ,to tylko moja gosposia. Nie jestem mistrzem gotowania.-wzruszył ramionami. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Sara?!-krzyknął.
-Tak proszę pana?-w przedpokoju stanęła piękna ,zgrabna kobieta w fartuszku.
-Ugh . Ile razy mam mówić J U S T S I N.-przeliterował udając złego. Zachichotałam razem z Sarą.
-Dzień dobry jestem Sam.-chciałam podać jej dłoń ,ale ona mnie przytuliła tak jak to robią dziewczyny.
-Justin mówił mi ,że przyjedziesz jestem Sam.-uśmiechnęła się. Jest taka optymistyczna. Już ją lubię.-Wspomniał też ,że mam ci przygotować pokój. Jest już gotowy i do twojej dyspozycji.-przez ten cały czas nie zastanawiałam się nad tym ,gdzie będę spać.
-Dziękuję.-machnęła ręką dając znak ,że to nic takiego i to jej praca ,ale ja byłam jej bardzo wdzięczna. Jus kazał mi usiąść z Sarą i poszedł pownosić moje rzeczy. Pokierowałam się w stronę kuchni ,gdzie przy blacie do piosenki Boyfriend wywijała biodrami. Miała może 22 lata. Była śliczna jej włosy spadały bezwładnie na jej plecach. Zaśmiałam się.
-Fanka?-gwałtownie się odwróciła.
-Matko nie rób tak. Dobrze ,że to nie Justin ,bo spaliłabym się ze wstydu.-zachichotałam. Piosenka się skończyła.
-Co ja?!-krzyknął Justin z góry. Spanikowana Sara spojrzała na mnie prosząco.
-Nic mówię ,że masz piękny dom!-powiedziałam.
-Dziękuję.-szepnęła.
-Nie ma za co.-udawałam obojętną.
-Może zrobimy późną kolację?-zaproponowała bo usłyszała moje burczenie. Czułam jak czerwienieję ze wstydu. Ale zaraz która godzina.
-Jak to późną? Która godzina?-poszukiwałam wzrokiem zegarka wisiał nad zmywarką. Godzina 2:18 no super mój dzień pełen wrażeń trwał do późnej nocy.-Matko druga.-złapałam się za czoło.
-Czy zjesz coś?-zaśmiała się. Po schodach zszedł uradowany Justin.
-Czy słyszałem słowo „zjesz”?-bezwładnie uśmiechnęłam się na jego widok.
-Tak może jajecznica tak na szybko?-każdemu spodobał się ten pomysł. Zjedliśmy poznając siebie już czułam się nawet dobrze w tym domu. Teraz zaczęłam sobie myśleć przecież widziałam na razie tylko salon kuchnię i przedpokój. Ciekawość jak wygląda reszta ,a szczególnie mój pokój ,zżerała mnie od środka.
-Justin wiem ,że jest miło i w ogóle ,ale zaraz umrę z ciekawości nie wiem jak wygląda twój dom.-zapiszczałam.
-Poprawka nasz dom.-to zabrzmiało jakbyśmy byli nowożeńcami. Wstał i podszedł do mojego miejsce podając mi dłoń wziął mnie pod pachę i ruszyliśmy w stronę drzwi. -Czy panienka życzy sobie oprowadzenia?-zaśmiałam się.
-Nie odrzucę tak kuszącej propozycji.-udawałam powagę ,ale nie wytrzymałam i parsknęliśmy śmiechem. Poszliśmy po podwójnych schodach pokrytych czerwonym dywanem. Dotarliśmy do szerokiego korytarza po każdej stronie znajdowały się cudowne drzwi. Weszliśmy do jednego z pomieszczeń. Była to siłownia sądząc po ręczniku który wyglądał na zużyty Justin pewnie dziś ćwiczył , następnie był to pokój Justina miał kolor beżowy w sumie był jak pokój każdego nastolatka ,tak jak się spodziewałam był to ten pokój z balkonem ,dalej prywatne kino z przejściem do salonu gier. Zatrzymaliśmy się przed moim pokojem. Był biały , wielkie okno i śliczne zasłony od drzwi balkonowych. Okrągłe łóżko na środku z najładniejszym jaki w życiu widziałam baldachimem. Podłoga była wyłożona jasnymi panelami. Byłam wniebowzięta. Nie marzyłam nigdy o takim raju.
-Matko jak pięknie.-to jedyne co mogłam z siebie wykrzesać.
-Choć.-pociągnął mnie na balkon. Był duży i połączony z jego. Jedyne co tam było to bujana ławka koloru białego wyłożona Białym wyglądający na miękki ,materacem. Poparłam się o barierkę i spojrzałam w wręcz czarne niebo z migoczącymi lampkami. Obok mnie ,to samo zrobił mój idol.
-Wiesz ,ze jesteś bohaterem?-sama nie wiem czemu to powiedziałam.
-Niby czemu? Zrobiłem tylko to co chciałem i zabrałem to co chciałem.-oparłam głowę o jego ramię.
-Co chciałeś zrobić i co zabrałeś?-domyślałam się ,ale wolałam się upewnić.
-Chciałem ci pomóc. Znienawidziłbym siebie ,gdyby coś ci się stało. A zabrałem ciebie. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.-poczułam jak się rumienie.-I dostarczasz mi rozrywki ,bo gdybym cię nie spotkał pewnie siedziałbym z Chrisem i się nudził.-zaśmiałam się.
-Sama nie wiedziałam ,że potrafię zrobić tyle zamieszania.-jus przytulił mnie od tyło i położył brodę na mojej głowie. Pewnie jak ktoś by nas zobaczył pomyślałby ,że jesteśmy zakochaną parą. Kocham Justina ,ale nie w ten sposób. Kocham go za to ,że jest ty przy mnie pomaga mi i jest moim przyjacielem. Tą piękną chwilę przerwał blask flesza.
-Przepraszam.-puścił mnie i poszedł do środka swojego pokoju.
-Poczekaj.-złapałam go za rękę.-Nic się nie stało to tylko zdjęcie.
-Nie to jest ,aż zdjęcie teraz będziesz w jakiś gazetach na pierwszych stronach z nagłówkiem „Nowa zdobycz Justina” i to wszystko przeze mnie.-chciałam za nim pójść ,ale zamkną drzwi balkonowe przed moim nosem. Co się właśnie stało? Poszłam do pokoju. Rozpakowałam rzeczy i poszłam pod prysznic zabierając ze sobą piżamę. Weszłam do kabiny w łazience ,która byłą w ów pokoju. Ciepłe krople spadły na moje ciało i pociętą rękę. Zaczęło piec. Syknęłam ,ale postanowiłam zignorować ból. Nałożyłam na głowę mój ukochany szampon jabłkowy i zaczęłam go wmasowywać. Ciało pokryłam również jabłkowym żelem. Spłukałam pianę i wyszłam z kabiny. Ubrałam piżamę (dres i czarna bokserka) i umyłam zęby. Wyszłam z pomieszczenia i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na moje spodnie które miałam dzisiaj na sobie. Z ich kieszeni wystawała żyletka ,której dzisiaj użyłam. Podeszłam i chwyciłam ją w dwa palce. Udałam się na balkon w nadziei ,że nie będzie tam Justina moje wymagania zostały spełnione. Usiadłam na ławce i spojrzałam na moją rękę.
Myślałam ,ze te wszystkie przykrości spełnią się za pomocą jednej osoby. Byłam naiwna. Nigdy nie pomyślałam ,że słowa „Nie to jest ,aż zdjęcie teraz będziesz w jakiś gazetach na pierwszych stronach z nagłówkiem „Nowa zdobycz Justina” i to wszystko przeze mnie.” zranią mnie bardziej niż słowa taty „Zastanawiam się po co z mamą trzymamy cię tu jeszcze jesteś tylko jednym wielkim problem.”To za dużo jak na mnie. Ta presja, jest zbyt duża . Wszystkie wspomnienia teraz trafiły we mnie ze zdwojoną siłą. Zaczęłam płakać. Dlaczego tak mi na nim zależy. Kurwa ,co on w sobie ma? Nie wiem i myślę ,że nigdy się nie dowiem. Skoro on mnie nie chcę tu ,to spełnię jego życzenie. Zniknę ,rozpłynę się, po prostu nie będzie mnie w jego życiu.

Przyłożyłam ostrze do skóry i pociągnęłam. Jeszcze raz. Deszcz zaczął padać. Zrobiłam cięcie na żyłach. Krew leciał po ręce w dwie strony ,mój płacz zamienił się w szloch. Krztusiłam się łzami. Wypuściłam żyletkę i upadłam na kolana. Schowałam twarz w dłonie. Byłam już cała mokra. Nie tylko od deszczu. Od krwi i łez. Nie wiem kiedy straciłam łączność ze światem ,zasnęłam. Nie wiem ile było ciemno ,ale bardzo długo. Ledwo otworzyłam oczy.
_________
Hejka! Jak myślicie przeżyje? No oczywiście ,ze tak za bardzo was kocham ,żeby was tak szybko zostawić głuptaski. A no i jeszcze cytat no tak. Będzie nietypowo długi :

- Dlaczego ludzie oczekują od nas byśmy byli perfekcyjni? Dlaczego wszyscy czekają na to by powinęła nam się noga? - Spytałam zdmuchując ogień. - Masz czasem tak, że nie wiesz co się dzieje wokół ciebie... nie masz pojęcia kim jesteś i do czego dążysz... myślisz dokąd pójść a okazuje się, że nie masz do czego wracać... że jesteś sam i nikt nie może ci pomóc, toniesz w swoich pragnieniach i namiętnościach... - Odpaliłam ponownie zapalniczkę. - bo widzisz z moim życiem jest tak jak z tym płomykiem. Ten płomyk spotyka na swojej drodze przeciwności losu takie jak wiatr. - Zdmuchnęłam ogień i zamknęłam oczy by wczuć się w chwilę i swoje własne słowa. - Wiesz jak to jest kiedy nic nie daje ci spokoju, kiedy życie umknie ci między palcami... kiedy nie wiesz co masz ze sobą zrobić, ty po prostu nie dajesz rady się podnieść, nie dajesz rady zapalić tego płomienia ponownie, twoje złamane serce nie zostanie posklejane, czujesz się słaby... - Pogładziłam się po nadgarstku.- niepotrzebny... - Wróć do momentu w którym wiatr zdmuchnął ci płomień... nie musisz być nikim wielkim by rozpalić go w swoim sercu ponownie... wystarczy, że zdobędziesz kogoś wyjątkowego... - Chłopak chwycił mnie za dłoń w której trzymałam zapalniczkę. Przesunął mój palec na przycisk do odpalania i położył na moim kciuku swój palec. - Jeśli masz kogoś, kto ci pomoże, kogoś kto cię potrzebuje tak samo jak ty potrzebujesz jego... - Przycisnął mój palec przez który zapalniczka znów zapłonęła. - Twój płomień zabłyśnie, ten płomyczek to rodzaj nadziei, która czasem gdzieś nam umyka w życiu codziennym... - Zdmuchnął. - ale ty sobie o niej przypomnisz, ty dasz radę... tylko musisz uważać na to komu ufasz i komu powierzasz zapałki... - Kiedy zapalniczka rozbłysnęła ujrzałam jego twarz jeszcze bliżej.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział 2.

-Nigdy tak o tym nie my..-nie dane było mi skończyć do sali wtargnął mój tata.
-Co tu się dzieje, oszalałaś, co tu robisz ,co to za chłopak?! Zresztą co ty mnie interesujesz zabiorę cię do domu i rób co chcesz.-machnął na mnie obojętnie ręką. Było mi tak wstyd przed Justinem. Spojrzałam na niego jego pięści, były zaciśnięte. Podszedł do Ojca i stanął w nim twarzą w twarz.
-Niech się pan nie martwi Samanta nie będzie już Panu zawracać głowy ,skoro tak panu zależy, mogę to załatwić i już nigdy jej pan nie zobaczy.-mój ojciec wygadał na wkurzonego ,ale po chwili się uśmiechną wiedziałam ,że powie coś bolesnego dla mnie.
-Okey weź ją sobie ,nie wiem co w niej widzisz ,ale mogę ci nawet dopłacić.-po tych słowach wyszedł ,a ja schowałam twarz w kolana i płakałam. Jus usiadł obok mnie i mocno przytulił. Siedzieliśmy tak dobre parę chwil.
-Cicho.-uspokajał mnie gładząc moje plecy.-Chodź pojedziemy po twoje rzeczy i pojedziemy do mnie.-przytaknęłam nie miałam siły się z nim kłócić i tak nie miałam gdzie się podziać. Zabrał moją torbę chwycił moją dłoń. O dziwo na zewnątrz nie było paparazzi. Justin dzwonił do kogoś i po chwilce przyjechał na moje oko ,bardzo drogi wóz. Wysiadł z niego znany mi z internetu Chris. Podszedł uśmiechając się ,kiedy spojrzał na moją dłoń ,uśmiech znikną z jego twarzy. Patrzył na nią stojąc obok Justina ,który szturchnął go łokciem.
-Emm?-pomachał głową ,aby się wybudzić z obecnego transu.-Jestem Chris.-podał mi rękę z lekkim zmieszaniem.
-Samanta.-także podałam mu dłoń.
-Okey. Odwiozę cię Chris z powrotem i pojadę dalej z Sam.-powiedział pewnie Jus. Nie mieliśmy nic przeciwko. Chris właśnie miał wsiąść na miejsce kierowcy ,ale uprzedził go Jus.-Nie przyzwyczajaj się do mojego samochodu.-dał nacisk na „mojego”. Z fochem wsiadł do tyłu ,bo ja już siedziałam na miejscu pasażera. Jechaliśmy w ciszy. Byłam już nią zdenerwowana. Włączyłam radio leciała Ariana The Way. Odstawiliśmy Chrisa i podałam Justinowi adres. W samochodzie zabrzmiała piosenka Baby. Chwyciłam e-fajkę z kieszeni i zaczęłam śpiewać. Mój towarzysz śpiewał razem ze mną ,ale kiedy na mnie spojrzał gwałtownie przybrał zły wyraz twarzy.
-Palisz?-miał zabijający wzrok , nie wiedziałam go jeszcze od tej strony. Przyznam ,że się go bałam to było spojrzenie jakim patrzył na mnie tata ,kiedy popchnęłam Cat i upadła ,tylko wtedy mnie jeszcze uderzył. W mojej głowie pojawił się obraz jak Justin uderza mnie w twarz. Odsunęłam się od niego ,a mój oddech stał się ciężki i szybki. Co mnie w ogóle pokusiło ,aby wsiadać, w sumie to obcym facetem ,do samochodu? Moje źrenice się rozszerzyły i nie mogłam wydusić z siebie ani jednego pieprzonego słowa. Patrzyłam na jego oczy ,które teraz mówiły „Przepraszam. Nie wiedziałem ,że tak się wystraszysz”przytulił mnie i wstał z miejsca otwierając mi drzwi. Przytuliłam go jak najmocniej mogłam i nie chciałam już nigdy puścić ,a czemu?Po pierwsze uratował mi życie ,dwa kocham go , trzy bo przy nim czuję się bezpieczna jak przy nikim on jeden, mnie nie nienawidzi. Rozejrzałam się dookoła i zorientowałam się ,że stoimy pod moim domem. Spojrzałam nerwowo w stronę drzwi. Wyszedł z nich mój Ojciec. Uśmiechną się. Wiedziałam ,że mnie dobije miałam odejść ,ale mój przyjaciel (chyba mogę tak o nim mówić) złapał mnie za rękę i podeszliśmy do mojego Ojca ,który wciąż się uśmiechał.
-Już masz jej dość i się rozmyśliłeś pedale?-zrobił chamską minę szczeniaczka. Czułam jak Jus się napina i chce powiedzieć w jego stronę coś obraźliwego wiedziałam ,że to tylko pogorszy sytuacje. Ścisnęłam jego dłoń prosząc ,aby tego nie robił. Pogładził moją kciukiem dając mi znak ,że wie co robi. Dałam mu działać.
-Chcę panu zaproponować propozycję.-mój ojciec się uśmiechną.
-Co ,ty małoletni gnojek możesz mi zaoferować oprócz pieniędzy?-prychnął. O dziwo Justin się zaśmiał.
-Wiem co pan robi i myślę ,że to się nie spodoba policji. Chyba ,że jeszcze lepiej ogłoszę na cały świat ,że sprzedaje pan narkotyki i daje dupy na prawo i lewo.-zatkało mnie skąd Justin to wiedział. Myślałam ,że nie wychodzi to poza mój dom. Ale jednak skądś się dowiedział i już tego nie cofnę. Puściłam dłoń Justina i zakryłam twarz dłońmi. Przed moimi oczami znalazł się obraz ,o którym chciałam zapomnieć i już nigdy go nie wspominać.
Wracałam właśnie od mojej koleżanki. Ostatniej jaką miałam ,ale teraz się wyprowadziła i straciła ze mną kontakt. Otworzyłam drzwi ,a na kanapie siedział mój ojciec z nagą kobietą. Podszedł do mnie zaczął szarpać moje włosy. Tak bił 8-letnią dziewczynkę.
-Jeśli powiesz o tym komuś to się zabiję! Rozumiesz?!-skinęłam i pobiegłam do pokoju. Słyszałam tylko jego krzyki i śmiech tej dziwki. Tylko ja wiem jaki tak naprawdę jest tata. Nie mówiłam o tym nikomu ,bo wiem jaki to ból ,wiedzieć. Postanowiłam oszczędzić im bólu .
Stałam tak chwilę otulona przez Justina. Gładził moje włosy i plecy szepcząc mi do ucha coś w stylu „damy rade ,ale musisz wziąć się w garść”.
-Nie wiem czemu tak ci na niej zależy ,ale nie chcę ryzykować ,wiec stoi. Weź sobie tą szmatę i nie pokazujcie się tu więcej.-Jus przestał mnie przytulać. Wszedł do środka ,a zanim ja i Ojciec. Kiedy drzwi zostały zamknięte ,chwycił mojego ojca za szmaty i przyparł do ściany.
-Jeszcze raz ją obrazisz, dotkniesz ,chociażby spojrzysz zabiję cię.-wysyczał. Mój ojciec to zignorował. Odsunął ręce Justina na bok i poszedł do salonu.
-Iść z tobą po rzeczy?-chwycił moje dłonie. Pokręciłam głową. Przytaknął ,a ja pobiegłam na górę. Spakowałam ciuchy ,laptopa .różne ładowarki i słuchawki, kosmetyki i biżuterię. Zatrzymałam się przy półce ze zdjęciami od mojej siostry. Podarowała mi ją kiedy miałyśmy 11-9 lat. Byłyśmy wtedy nierozłączne , potem coś się stało zerwała z chłopakiem ,z którym byłą 2 lata i wyżywała się na mnie. Postanowiłam je wziąć potem spakowałam książki i inne znów spojrzałam na półkę i sięgnęłam po zdjęcie całej naszej rodziny kiedy byliśmy szczęśliwi. Cat się właśnie urodziła tata trzymał mnie z uśmiechem ,moja siostra była na rękach u mamy i patrzyła na mnie z zaciekawieniem ja krzyczałam w niebo głosy. Na obrazek spadła wielka łza. Znów płakałam nie wiem ,który raz dzisiaj. Płacz przerodził się w ryk.
-Kurwa czemu ja?!-krzyknęłam rzucając fotografią o ścianę powodując ,potłuczone szkło leżące wszędzie. Upadłam na kolana zakrywając twarz dłońmi. Nie wiem kiedy ,ktoś oczywiście wiadomo kto, podniósł mnie i przytulił do siebie.

-Choć. Zostawimy przeszłość i zaczniemy od nowa poznamy się.-odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam. Zabrałam jeszcze parę drobiazgów i poszliśmy tak po prostu zostawiłam to za sobą. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego ,że przeszłość będzie się ciągnąć za mną w nieskończoność ,ale czemu by nie spróbować żyć na nowo. Może to właśnie moja szansa na normalne życie.
_____________
No hej! Naprawdę akcja nabiera tępa. Po tych zdarzeniach mam dużo możliwości do sytuacji i miejsc ,więc może być ciekawie. :) Oczywiście nie zapomniałam o cytacie :

Wyobraź sobie ból tak wielki, że rozrywa cię od środka, ale ty nie możesz pozwolić by ktokolwiek zobaczył, że cierpisz. Szybka i bardzo nagła zmiana z płaczu w uśmiech najpierw sprawia nie lada kłopot, później jednak sama zaczynasz wierzyć w ten uśmiech i zapominasz o bólu. Niestety on zawsze zajdzie sposób by o sobie przypomnieć. Mam racje? Kocham moich przyjaciół. Pozwalają mi zapomnieć. Nawet jeśli na moment, to zawsze było coś. Czas, który z nimi spędzałam był jak opatrunek..
Który później brutalnie zrywano z rany i zaczynałam krwawić na nowo. 

Rozdział 1.

    Czasem w ,życiu przechodzimy ciężki okres wszystko nam się wali jedyne co mamy to nadzieja na lepsze jutro. To co nas trzyma to ktoś. Czasem jest to rodzina ,miłość lub osoba która nawet nie wie o twoim istnieniu tak właśnie było ze mną moje życie było niczym jest niczym moi rodzice hmm co by tu dużo gadać mama jest alkoholiczką ,a ojciec mnie nienawidzi ,bo nie jestem taka jak moja siostra Cat młodsza o dwa lata. Jedyna osoba ,którą kocham jest nijaki Justin Bieber. Nie mam przyjaciół ,nikt za specjalnie za mną nie przepada jestem jednym, małym paproszkiem ,który tak naprawdę zabiera miejsce dla osób ,które kiedyś coś osiągną. Ale tak naprawdę ,co ja mogę zrobić. Nawet jakbym znikła nikt ,by tego nie zauważył ,pewnie kiedy ktoś by się dowiedział o mojej śmierci tańczyłby ze szczęścia nad moim grobem jeżeli ,ktoś postarałby się chociaż o nagrobek. Jedyną ,rzeczą jaką chcę zrobić zanim umrę ,to poznanie mojego idola. Tylko moje marzenie trzyma mnie na tym świecie. Ledwo ,ale trzyma. Kiedy idę przez korytarz zawsze słyszę obelgi skierowane do mnie. Chociaż raz dziennie muszę być szturchnięta i obrażona. Mam czasem taką ochotę po prostu zostawić to wszystko i umrzeć.
Jak zawsze rano wstałam i ubrałam się w jakieś spodenki i koszulkę z nadrukiem Justina. Umyłam zęby i uczesałam włosy. Mój makijaż nigdy nie składał się z niczego więcej niż błyszczyk. Zeszłam na dół i chwyciłam jabłko. Miałam wychodzić ,ale zatrzymał mnie głos taty.
-Zastanawiam się po co z mamą trzymamy cię tu jeszcze ,jesteś tylko jednym wielkim problem.-po tych słowach pękłam chwyciłam torbę i wybiegłam z domu ,jak można powiedzieć córce ,ze jest nie potrzebna i jest tylko problemem. Usiadłam na ławce w parku w ,którym zawsze myślę nad sensem tego wszystkiego. Najzwyczajniej w świecie rozpłakałam się na tej ławce, jak małe dziecko. Skuliłam się i wyciągnęłam z torby małe błyszczące ostrze i przybliżyłam do skóry robiąc pierwsze cięcie.
-Za to ,ze jestem nikim.-teraz drugie.
-Za to ,że cię nigdy nie spotkam.-i trzecie.
-Za to ,że zabieram miejsce innym.-miałam zrobić czwarte ,ale ktoś złapał moją rękę. Nawet nie obdarzyłam go spojrzeniem ,bo poczułam skutki przecięć, przed moimi oczami zapanował mrok. Raz coś słyszałam ,raz nie. Najpierw znajomy głos krzyczący ,abym otworzyła oczy i nie zasypiała. Nie mogłam przypomnieć sobie do kogo należał. Potem tylko syreny pogotowia i wibracje wyczuwalne w karetce w czasie jazdy. Cały czas ktoś trzymał moją dłoń. Chciałam otworzyć oczy ,ale odpłynęłam.
Obudził mnie cichy szept ,ale nadal nie mogłam otworzyć oczu ,ale czułam ,ktoś znów trzyma moją dłoń. Moje próby otworzenia oczu były na próżno. Więc postarałam się wsłuchać w szept chłopaka.-Przepraszam ,że nie zobaczyłem cię wcześniej. Przepraszam ,że nie zobaczyłem tego ,co robisz i wsłuchiwałem się w to co mówisz. Gdym zamiast podsłuchiwać spytał się co się stało to nie zaszło by tak daleko i byłabyś cała. Choć z drugiej strony nie widziałem tak pięknej dziewczyny w całym moim życiu. Widząc po twojej koszulce sądzę ,że mnie lubisz.-zaśmiał się. Kiedy usłyszałam jego śmiech i jeszcze to co powiedział „Widząc po twojej koszulce sądzę ,że mnie lubisz” pomyślałam ,ze to Justin ,ale zaraz chwila czemu by ze mną siedział i mówił do mnie nieprzytomnej ,to na pewno jakiś piękny sen i zaraz się obudzę i wrócę do szarej rzeczywistości. Ale postanowiłam zebrać w sobie wszystkie siły i otworzyć oczy zamrugałam parę razy ,a rozmazana postać stała się wyraźniejsza. Chciałam coś powiedzieć ,ale moje wargi były tak spierzchnięte ,że nie mogłam ich uchylić ,moja wyobraźnia podała mi kubek wody jakby czytała mi w myślach (Justin). Delikatnie przyłożył kubek do moich spierzchniętych ust. Upiłam trzy łyczki.
-Jesteś moją wyobraźnią ,snem czy może już jestem w niebie?-nachylił się nade mną i delikatnie jakby bal się odtrącenia, musną moje czoło.
-Przyrzekam ,że to nie jest sen.-wyszeptał do mojego ucha ,a ja zadrżałam.
-Teraz mogę umierać.-chciałam powiedzieć to do siebie ,ale on usłyszał.
-Czemu? Dlaczego teraz możesz umrzeć ,życie jest zbyt piękne ,aby je tak po prostu skończyć.-prychnęłam.
-Nie rozumiesz.-uśmiechnęłam się ironicznie.-Nie każde życie jest kolorowe. Moim marzeniem było poznanie ciebie przed śmiercią. Teraz kiedy to spełniłeś mogę spokojnie zostawić to całe gówno. Nie zasługuję na to ,żeby oddychać tym samym powietrzem co inni nie jestem idealna jak na przykład ty. Moje ,życie nie jest idealne nawet w połowie jak innych ludzi.-wzruszyłam ramionami.
-Nie mów tak. To znaczy ,ze dlatego ,że cię zobaczyłem ty umrzesz? Wiec ja też nie chcę żyć z świadomością ,że ktoś umarł przeze mnie.-znów ujął moją dłoń.-Nie znam cię ,ale czuję potrzebę poznania. Pozwól mi do ciebie dotrzeć spróbować sprawić ,abyś chciał żyć i cieszyła się każdą chwilą swojego istnieją. Nie masz racji jesteś idealna każdy jest idealny ,ale nie dla każdego. -nie mogłam w to uwierzyć.-Masz już wypis, lekarz powiedział ,że możesz wracać do domu i masz uważać na siebie i się oszczędzać ,w torbie masz zwolnienie z w-f. Odwieść cię do domu?-spytał z troską. Na myśl o domu znów się rozpłakałam. Jus przytulił mnie do siebie nie wiem skąd wiedział ,ale właśnie tego potrzebowałam ,miłości drugiego człowieka ,tego czego nigdy nie dostałam od rodziców czy siostry.
-Ja tam nie wrócę ,nie mam gdzie wracać ,nie mam nikogo.-wyłkałam. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej pierwszy raz ktoś interesował się mną. Może jednak nie jestem ,aż taka obrzydliwa jak mówią inni skoro sam Justin jest przy mnie i nie ma mnie w za przeproszeniem w dupie.
-Spokojnie mam cały dom dla siebie i tak wariuję tam sam jest za duży.-starał się mnie rozweselić co mu wyszło.
-Nie mogę.-powiedziałam krótko i wstałam z łóżka. Zakręciło mi się w głowię ,a kiedy już miałam upaść on mnie złapał. Położył delikatnie na łóżku. Po chwili niezręcznej ciszy przemówił anielskim głosem.
-Jak się nazywasz ,ile masz lat ,do jakiej szkoły chodzisz ,masz rodzeństwo? Mam do ciebie tyle pytań.-o dziwo zaśmiałam się z jego wypowiedzi mimo powagi sprawy.
-Nazywam się Samanta Collins, mam 18 lat chodzę do szkoły w My Scholl i mam siostrę.-uśmiechną się kiedy zdał sobie sprawę ,że jednak odpowiedziałam. Gwałtownie wstał i podał mi rękę.
-Powiedziałaś ,że nie możesz u mnie mieszkać ,a kto ci zabroni? Jesteś pełnoletnia!-krzyknął radośnie parę osób spojrzało na nas ,a ja zaśmiałam się i zakryłam dłonią usta.

-Nigdy tak o tym nie my..-nie dane było mi skończyć do sali wtargnął mój tata.
______________
Cześć!
Mam nadzieję ,że się podobało :) Co do rozdziału to myślę ,że nie jest taki zły. Dużo się wydarzyło. Mam nadzieję ,iż podoba wam się to ,że nie jest tak jak w każdym opowiadaniu "najpierw go nienawidzi ,a potem kocha.  ". To tyle PAPA. A no i jeszcze mój cytat nie myślcie ,że zapomniałam.

Kim jestem? - To w sumie jest bardzo dobre pytanie ,na  które  sama nie znam odpowiedzi. Nie mam bladego  pojęcia  co  robię  na tym  świecie, po co, za co i do kiedy. Zawsze  byłam  wredną  suką  ,bez  uczuć, więc nie  rozumiałam  po co Bóg  trzymał  mnie na tym  świecie. W sumie chyba wiem, ukarał mnie za krzywdy jakie  wyrządziłam  innym. Zatrzymał mnie ,abym cierpiała.

Bohaterowie.

Bohaterowie:

Samanta Collins-18 lat. Jej najlepsza przyjaciółka to Kate. Kocha Justina.

Justin Drew Bieber-19 lat. Zacznie chodzić do szkoły. Kocha Sam. Jest bożyszczem nastolatek.
Cat Collins -15 lat. Kocha Justina jako gwiazdę. Mimo ,że jest pozytywną postacią miewa złe humorki. Kocha swoją siostrę ,ale nie potrafi tego okazać.
Kate Smith-18 lat. Siostra Maksa. Poznała Sam i się zaprzyjaźniły. Chodzą do tej samej szkoły  w Stratford.

Maks Smith- 19 lat. Kompletnie inna niż maks. Kocha brata ,ale ma dość jego zachowania w stosunku do Sam.

Prolog.

Samanta-dziewczyna ,która nie znała pełni życia. Wciąż była w cieniu innych i nie doceniała samej siebie. Nienawidziła Boga za to ,że tu jest. Nie znała własnej wartości. Często ocierała się o śmierć. Lecz zjawił się on i pokazał jej ,to co piękne. Znalazła cel dla ,którego warto tu być. Zakochała się.

Justin-sławny piosenkarz. Bożyszcze nastolatek. Miał wszystko ,ale nie miał nic. Brakowało mu miłości. Nie takiej matczynej ,lecz miłości swojej drugiej połówki. Znalazł ją. Jednak musi przełamać mur ,który zbudowała wokół siebie. Udało mu się ,ale czy wszystko będzie takie idealne? Czy dziewczyna nie zrazi się jego sławą? Czy ich miłość przetrwa ,a może to nie jest miłość?

Dowiesz się czytając "Życie jest zbyt piękne ,by je zakończyć"

_________________

Mam nadzieję ,że zapowiada się ciekawie. Mam już parę pomysłów na pierwszy wpis. W następnej notce wstawię zdjęcia bohaterów. Kocham was!

Witam!

 Cześć wszystkim!

 

Jestem Magda. Mam 14 lat (tak wiem małolata).Chcę wam powiedzieć ,że mam zamiar włożyć w tego bloga całe moje serce. Informuję was ,że w pewnej części są tu opisane moje uczucia i rzeczy ,które mnie spotkały.  Serdecznie zapraszam wszystkie Belieberki. Od razu mówię wam ,że główną postacią nie jest Selena Gomez ,bo uważam ,że jej wygląd nie pasuje do obecnego Justina Biebera.  Po każdej notce będę pisała cytat z mojej głowy ,tak żebyście mieli powód do czytania notek pod rozdziałem (i tak wiem ,że nikt tego nie czyta ,bo sama tak robię). Posty będę dodawać jak najczęściej będę mogła ,ale zrozumcie każdy ma chwilowe zawieszenia. :*